W swoim ostatnim w karierze olimpijskim finale Majewski uzyskał wynik 20,72 i zajął szóste miejsce. Tytuł mistrzowski przeszedł w ręce 23-letniego Amerykanina Ryana Crousera, który pchnął na odległość 22,52, ustanawiając nowy rekord olimpijski.
Po zawodach nasz mistrz wyglądał na szczęśliwego, choć nie był do końca zadowolony ze swoich pchnięć. - Za ile wystawi pan bandamkę na internetową aukcję? - zapytali Tomasza Majewskiego dziennikarze. Ten wybuchnął śmiechem i odpadł, że bandamka idzie do muzeum sportu. A potem poprosił o kolejne pytania.
- Inaczej miało wyglądać to moje pchanie, ale wyszło jak wyszło. Za nami wspaniały konkurs. Nie spodziewałem się, że Ryan Crouser tak wspaniale nam wybuchnie, bo to prawdziwa eksplozja jego talentu. Rekord olimpijski w pierwszym profesjonalnym sezonie, dwa starty w elicie i już jest mistrzem olimpijskim i nowym królem kuli. Amerykanin wrócił na tron. To nie jedyne zaskoczenie. Nie myślałem też, że Franck Elemba wygra ze mną w finale olimpijskim. Idzie młodość. Moja jedyna mała radość jest taka, że znowu wygrałem z Davidem Storlem. Mam nadzieję, że David wyleczy kolano i będzie dominował, bo stać go na to. Jestem wielkim fanem jego talentu i liczę na to, że zdrowy będzie w stanie walczyć z Amerykanami na bardzo dużych odległościach - podkreślił 34-letni zawodnik.
- Jeśli o mnie chodzi, najlepszym moim pchnięciem było to ostatnie. W miarę w rytmie i dobrze technicznie, ale już bez tej mocy. Skończyło się na 20,72, na szóstym miejscu i moja przygoda z igrzyskami olimpijskimi dobiegła końca. Jestem siedem lat starszy od drugiego najstarszego zawodnika. Era wspaniałych kulomiotów, z którymi miałem zaszczyt walczyć przez lata, era moja, Christiana Cantwella, Reese'a Hoffy, kończy się. To pewnie dla nas ostatni sezon. Pchałem w świetnych czasach, kiedy poziom kuli był niesamowity. Mogę się z tego tylko cieszyć. Przez kilkanaście lat utrzymywałem się w światowej czołówce, miałem piękne osiem lat kariery. Może te ostatnie sezony nie były wspaniałe, bo zdrowie zaczęło się sypać, ale w tym roku udało się to naprostować i było nieźle - mówił Majewski, niejako podsumowując w ten sposób swoją karierę.
ZOBACZ WIDEO Ostatni olimpijski rzut Tomasza Majewskiego
{"id":"","title":""}
- Zostały mi jeszcze cztery konkursy, spróbuję pchnąć 21 metrów, bo chciałbym jeszcze raz tego dokonać. Każdy mistrz chciałby skończyć na szczycie. Najgorsze co może być, to rozmienianie się na drobne. Ja się cieszę, że w swoim ostatnim sezonie byłem w miarę zdrowy i mogłem rywalizować ze światową czołówką - dodał zawodnik AZS-u AWF-u Warszawa.
Majewski cieszy się, że ma godnych następców w osobach Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka. - Nadchodzi ich czas. Już pchają daleko i mam nadzieję, że będą walczyć o najwyższe laury. Ja zostaję przy sporcie, będę działaczem. Czeka mnie jesień wyborcza. Będę startował na prezesa mojego okręgowego związku i spróbuję się dostać do zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Jak się coś kocha, to trzeba brać za to odpowiedzialność. Słaba pozycja Polski w europejskich i światowych strukturach brała się między innymi z tego, że nasi bardzo utytułowani koledzy i koleżanki z przeszłości nie brali tej odpowiedzialności na siebie. A ktoś to robić musi - wyjaśnił dwukrotny mistrz olimpijski i dodał, że na igrzyska w Tokio w 2020 roku chętnie się w roli działacza wybierze.
Jeden z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów w historii zaprosił wszystkich na Stadion Narodowy, gdzie w czasie Memoriału Kamili Skolimowskiej zamierza pożegnać się z polską publicznością. - Mam nadzieję, że pożegnam się godnie - zaznaczył złoty medalista igrzysk z 2008 i 2012 roku.
Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro
ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": Brazylia oknem wystawowym (źródło TVP)
{"id":"","title":""}