Przypomnijmy, że do przykrego incydentu doszło niedługo przed sobotnim finałem biegu na 60 m z udziałem Ewy Swobody. Będący na trybunach Sebastian Urbaniak - jej były kolega z reprezentacji - zachowywał się na tyle niestosownie, że na prośbę Swobody został poproszony przez ochronę o zmianę miejsca na trybunach. Nie zgodził się na to dobrowolnie, a chwilę później wdał się w szarpaninę z ochroną. Wideo z tego wydarzenia szybko pojawiło się w sieci.
Wstrząśnięta całym zdarzeniem była nie tylko Swoboda, ale także pozostali reprezentanci Polski, który solidaryzują się ze swoją koleżanką.
- Sebastian Urbaniak jest osobą, która potrzebuje pomocy i my o tym wiedzieliśmy już wcześniej. Konieczna jest pomoc PZLA, a może także innych instytucji. Jako Rada Zawodnicza dostaliśmy niezbędne informacje od Ewy i już jakiś czas temu podjęliśmy działania w tym kierunku. Dostaliśmy oficjalne zgłoszenie, przekazaliśmy sprawę do wiceprezesa PZLA Tomasza Majewskiego. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, ale jak widać, to nie odniosło skutku. Teraz to PZLA musi rozwiązać tę sytuację - mówi członek Rady Zawodniczej PZLA Piotr Lisek. Tyczkarz był jednym z tych, którzy zapewnili sprinterce największe wsparcie po całym wydarzeniu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie uwierzysz. Sochan pokazał, co jadł przed meczem
Swoboda mogła liczyć też na organizatorów, od których dostała opiekę ochrony, by do końca zawodów czuć się nieco bezpieczniej. Na początku nie wszyscy wiedzieli, co dokładnie stało się przyczyną całego zajścia.
- On krzyczał i bardzo mocno zaczepiał Ewę. Przecież nikt za klaskanie i doping nie wyrzuca z obiektu sportowego. Ja wspieram Ewę całym sercem, zresztą podobnie jak inni sportowcy. Jak trzeba będzie, to jestem gotowy ochraniać ją podczas kolejnych zawodów. Chyba wszyscy wolimy, by ta sytuacja została rozwiązana nieco inaczej - dodaje Lisek.
To nie pierwsza taka sytuacja z udziałem Urbaniaka, bo podobne sceny miały miejsce podczas letnich mistrzostw Polski w Gorzowie Wlkp. 22-letni sportowiec tłumaczył wtedy, że koniecznie chciał coś wyjaśnić ze Swobodą i stąd krzyki w jej kierunku na rozgrzewce.
- Jeśli takie sytuacje się powtarzają, to dla nas sygnał, że nie można tego bagatelizować i sprawę należy potraktować bardzo poważnie. Mam nadzieję, że wystarczy psycholog, ale jeśli nie, to do gry musi wkroczyć policja. Musimy bić na alarm, bo taka sytuacja jak w sobotę nie może się więcej zdarzyć. Chcemy promować sport wśród najmłodszych, a takie zdarzenia nie pomagają - komentuje Lisek.
Nikt z władz PZLA nie chciał oficjalnie wypowiadać się na ten temat. Działacze rozkładali ręce, bo... praktycznie wyczerpały im się wszystkie możliwości wpływu na zawodnika. Urbaniak został ostatecznie zawieszony już w zeszłym roku i nie ma obecnie licencji PZLA. Wcześniej związek załatwiał mu psychologa i próbował pomóc zrozumieć swój błąd. Teraz nie ma za bardzo pomysłu co dalej, bo w sobotę Urbaniak pojawił się w Toruniu jako zwykły kibic, a dopóki nie będzie miał zakazu zbliżania się do Swobody, to nikt nie może zabronić przychodzenia na lekkoatletyczne imprezy.
Sytuacja pomiędzy Urbaniakiem a Swobodą jest bardzo specyficzna, bo sama zawodniczka przyznaje, że raptem kilka razy miała okazję do rozmowy z nim. Ten jednak uważa, że było to coś więcej i nie może zrozumieć powodów odrzucenia. Sprinterka nie chce mieć z nim jednak nic do czynienia.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Swoboda wezwała ochronę i się zaczęło
"Kosmitka" pobiła rekord świata