Reprezentacja Francji od mistrzostw świata w 2014 osiągała sukces za sukcesem i weszła na stałe do światowej czołówki. Nic więc dziwnego, że była jednym za faworytów do medali na igrzyskach olimpijskich w Rio. Jednak podopieczni trenera Laurenta Tillie nie zdołali nawet wyjść z grupy.
- Naprawdę daliśmy w tym turnieju z siebie wszystko, więc nie ma czego żałować. Zagraliśmy tak, jak mogliśmy najlepiej. W naszej grupie były bardzo mocne zespoły i po prostu nie byliśmy w stanie ich pokonać. Nie było żadnego marginesu na najmniejszy nawet błąd - przyznał po turnieju szkoleniowiec Trójkolorowych.
Mecze na igrzyskach obnażyły słabości Francuzów. - Musimy zdecydowanie poprawić nasz blok i naszą zagrywkę, to jest coś, co wymaga poprawy - ocenił trener, który za słabą dyspozycję jego podopiecznych wini też skomplikowany i rozciągnięty system kwalifikacji na igrzyska. - Nasz sezon reprezentacyjny zaczął się bardzo wcześnie i był bardzo wyczerpujący, także psychicznie. Po uzyskaniu awansu na igrzyska w majowym turnieju w Tokio nie mieliśmy już czasu, żeby się lepiej przygotować do turnieju olimpijskiego. A w naszej grupie poprzeczka była zawieszona wyjątkowo wysoko - dodał.
- Podobała mi się bardzo w Ro jedna rzecz: mimo ogromnej stawki meczów, presji, zmęczenia i napięcia nieustannie było widać wielki wzajemny szacunek pomiędzy trenerami czy zawodnikami. To jest bardzo cenne i bardzo ważne - stwierdził Tillie.
Szkoleniowiec pogodził się z faktem, że jego debiut w roli trenera nie igrzyskach nie był udany. - Trzeba mieć w sobie mentalną siłę, żeby zaakceptować to, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Nawet bezgraniczne zaangażowanie i bardzo ciężka praca nie gwarantują sukcesu i trzeba się z tym pogodzić. Ale i tak było to bezcenne doświadczenie dla nas - zakończył zawsze pozytywnie nastawiony do świata mistrz Europy.
ZOBACZ WIDEO Radosław Panas: Bez przyjęcia i zagrywki nie możemy walczyć z najlepszymi (źródło TVP)
{"id":"","title":""}