Londyn, sierpień 2012 roku. Nikomu nieznana polska judoczka Daria Pogorzelec wychodzi na olimpijskie tatami. W pierwszej walce mierzy się ze Słowenką Anamari Velensek, dwukrotną brązową medalistką mistrzostw Europy. Choć nikt nie daje jej wielkich szans, Polka wygrywa.
Kolejny pojedynek to starcie z jeszcze bardziej utytułowaną Niemką Wollert. I znów zwycięża Pogorzelec. Szansa na sensacyjny medal zaczyna być realna. Niestety, w ćwierćfinale za mocna okazuje się Brazylijka Mayra Aguiar, a potem Węgierka Abigail Joo i marzenia o podium trzeba odłożyć na kolejne igrzyska. Ale Daria i tak jest z siebie dumna. Wiele ryzykowała, walcząc o Londyn i już w samym Londynie.
- W styczniu 2012 roku zerwałam tylne więzadła krzyżowe. Potem ta kontuzja jeszcze się pogłębiła. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i powalczyć o występ na IO. Wiedziałam, że po nich i tak czeka mnie operacja i długa rehabilitacja. 7. miejsce to dobry wynik, choć po porażce z Joo w repasażach byłam zła. Przecież mogłam stanąć do walki o medal - mówi 26-letnia obecnie judoczka.
Dziś Pogorzelec jest najpoważniejszą kandydatką do medalu w polskiej reprezentacji judo. Choć "na rozkładzie" ma już wszystkie zawodniczki ze światowej czołówki, nie wie jeszcze, jak to jest stanąć na podium w zawodach indywidualnych. - Na razie jestem niespełniona. Mam 5. miejsce mistrzostw Europy i świata i 7. na igrzyskach. Wisienki na torcie jeszcze nie spróbowałam. Ale mój tata mówi, że cierpliwy i kamień ugotuje. Ten sukces w końcu przyjdzie. Może właśnie tutaj, w Rio de Janeiro.
ZOBACZ WIDEO Michael Phelps zdobył dziewiętnasty złoty medal IO (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
To właśnie tata sprawił, że Daria zaczęła trenować judo. Nie przyprowadził jednak małej dziewczynki na tatami. Zabierał ją ze sobą na żużel. - Chodziliśmy na mecze Wybrzeża Gdańsk. Uwielbiałam ten sport, zbierałam autografy od zawodników. I jak je tak zbierałam, zakochałam się w jednym żużlowców. Ale nie powiem w którym (śmiech). Ze względu na niego strasznie chciałam trenować w Wybrzeżu, a dziewczynom jeździć na żużlu nie pozwalano. Była piłka ręczna i judo. Ten drugi sport trenował mój tata, więc wybór był prosty. Po roku treningów zobaczyłam mojego "ukochanego" z żoną i z dzieckiem. To był cios! - wspomina z uśmiechem dwukrotna już olimpijka.
Na szczęście cios nie był na tyle potężny, żeby Daria rzuciła judo. Tym bardziej, że miała talent do tego sportu. - Miesiąc po rozpoczęciu treningów wybłagałam mojego szkoleniowca, żeby pozwolił mi wziąć udział w zawodach. Nie umiałam wtedy nic, a wygrałam! - wspomina.
To niejedyny przykład na to, że Pogorzelec jest pojętną uczennicą. Technikę, którą zrewanżowała się Mayrze Aguiar za porażkę w olimpijskim ćwierćfinale, opanowała oglądając filmy na YouTubie. - To się nazywa koreańskie seoi nage. W Polsce mało ludzi to wykonuje, więc kiedy na treningu w klubie kilka razy rzucił mną w ten sposób sporo ode mnie młodszy chłopak, poprosiłam, żeby mi ją pokazał. Później zaczęłam tę technikę zgłębiać między innymi właśnie na youtube'ie i po trzech miesiącach umiałam odwrotne seoi nage na tyle dobrze, że pokonałam Aguiar, wówczas aktualną mistrzynię świata.
Daria wciąż czeka na pierwszy indywidualny medal wielkiej imprezy, choć smak złota, i to wywalczonego w Rio de Janeiro, już zna. Pięć lat temu wygrała w tym mieście światowe igrzyska wojskowych. To było na początku jej służby w marynarce. Starszy marynarz Pogorzelec przyznaje jednak, że na okręcie wojennym jeszcze nigdy nie była.
- Mam za to inne obowiązki związane ze służbą. Jestem strzelcem, umiem posługiwać się bronią krótką. Ostatnio mieliśmy okazję postrzelać z nowej fajnej broni, którą zakupiło polskie wojsko. Nie powiem z jakiej, bo mój dowódca może być zły, ale to trochę większa zabawka, niż pistolet. Mam nadzieję, że po igrzyskach jeszcze sobie postrzelam. Oczywiście nie w boju, a na strzelnicy i do nieruchomych obiektów - zaznacza ze śmiechem judoczka, która jest wojsku bardzo wdzięczna.
- Ono uratowało moją karierę. Po Londynie miałam operację, nie trenowałam. Skończyło się stypendium za 7. miejsce i gdyby nie pensja marynarza, musiałabym rzucić judo i iść do normalnej pracy. Nie da się trenować dwa razy dziennie i pracować - mówi.
Reprezentować Polskę w judo i jednocześnie studiować już się jednak da, choć w przypadku Darii jest to bardzo trudne. Jest na zarządzaniu inżynierskim, obecnie ma dwuletni urlop dziekański. - W 2015 roku przez 291 dni byłam poza domem. Na wyjazdach i zgrupowaniach uczyć się mogę, i to robię, ale egzaminów nie zaliczę przez Skype'a. Wykładowcy nie dają taryfy ulgowej dlatego, że ktoś jest olimpijczykiem. Ale ja już mam plan, że jak tylko będę w stanie spędzać w domu więcej czasu, to wrócę na studia. No i zapiszę się na dwa języki obce. Uwielbiam się ich uczyć.
Ulubiony język zawodniczki SGKS-u Wybrzeża Gdańsk to francuski. Polka ma ambicje nauczyć się na tyle dobrze, by udzielać w nim wywiadów. - Nawet lecąc do Rio nie traciłyśmy czasu i razem z naszą sparingpartnerką Agatą Ozdobą kupiłyśmy sobie "żurnale". Chcę też zrobić certyfikat z angielskiego. Kiedy byłam w Japonii, nauczyłam się kilku zwrotów w tym języku. A w gimnazjum miałam rosyjski i umiem się w nim porozumiewać. Tylko, że nie lubię - zdradza.
Nasza kandydatka do medalu igrzysk w Rio cieszy się, że jeszcze nigdy nie musiała wykorzystać swoich umiejętności w judo w obronie własnej. Raz było blisko, ale okazało się, że wystarczył jej olimpijski spokój. - Jakaś dziewczyna zaczepiła mnie w tramwaju i chciała się bić, wychodzić na "solo". Absolutnie spokojnie powiedziałam jej, żeby to przemyślała, bo nie wie, z kim rozmawia. I chyba do niej dotarło, że wpadła na głupi pomysł.
Bo Daria Pogorzelec to z natury osoba bardzo łagodna, w której nie ma ani trochę agresji. Z usposobienia przypomina raczej lemura lub koalę - zawsze znajdzie czas na drzemkę. - Nie lemura, tylko lwicę! Wychodzę na polowanie, zdobywam łup i wracam odpoczywać w cieniu drzew. Kiedy zaczynałam współpracę z trenerką naszej kadry Anetą Szczepańską, ona nie mogła uwierzyć, w jakich sytuacjach ja śpię. Przychodzę na rozgrzewkę, rozgrzewam się, i śpię. Wychodzę do walki - znowu śpię. Ja tak funkcjonuję, tak reaguję na stres. Biorę poduszkę, kocyk, no i książkę, na wypadek, gdyby nie udało mi się zasnąć. Z tą lwicą to dobre porównanie, bo ja uwielbiam wszelkiego rodzaju zwierzęta. A brazylijską przyrodą jestem zachwycona. Tu w olimpijskiej stołówce któregoś dnia przyleciały piękne ptaki, a ja zafascynowana siedziałam i je nagrywałam.
Idolką Darii jest jej trenerka. Nie tylko ze względu na umiejętności i warsztat, ale i charakter. - Chciałabym być takim człowiekiem jak ona. Już wiele razy wprawiła mnie w zdumienie. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy w roli trenerki, jakieś rozkrzyczane dziecko wywróciło się na stołówce i porozrzucało jedzenie na wszystkie strony. Trenerka wstała ze swojego miejsca, podeszła i z matczyną troską zaczęła mu pomagać. Ciekawe, czy ten maluch kiedyś się dowie, że pomagała mu srebrna medalistka igrzysk olimpijskich? Aneta jest pomocna, serdeczna i podaje ci swoje serce na dłoni.
Zastanawiamy się nad planami naszej judoczki na przyszłość pytamy, czy obserwując karierę, jaką robi Joanna Jędrzejczyk, Daria nie myśli o przejściu do MMA. - A skąd takie plotki?! - mówi zakłopotana. - Jeszcze ich nie ma - odpowiadamy. Judoczka przyznaje, że to chyba nie dla niej. - Jest tam dużo więcej agresji, niż w moim sporcie, trochę bym się bała. Ale zobaczymy, co przyniesie los.
Najchętniej zostałaby jednak przy judo tak długo, jak to możliwe. Chce pojechać na kolejne igrzyska olimpijskie, do Tokio, a potem zostać trenerką. - Może tak jak Aneta Szczepańska poprowadzę kiedyś kadrę? I może też będę wtedy medalistką igrzysk olimpijskich - mówi rozmarzonym tonem Daria Pogorzelec. To drugie marzenie ma szansę spełnić się już w czwartek.
Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro
ZOBACZ WIDEO Małgorzata Białecka: Nie brakuje mi sił do walki (źródło TVP)
{"id":"","title":""}