Edwin Straver miał wypadek na przedostatnim etapie Rajdu Dakar (czytaj więcej o tym TUTAJ). Według świadków, samo zdarzenie miało nie wyglądać groźnie, ale okazało się fatalne w skutkach. Holender złamał jeden z kręgów szyjnych, a jego serce nie biło przez ok. 10 minut.
- Edwin nadal jest w złym stanie. Musimy poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja - przekazała w najnowszym komunikacie jego partnerka Anja, którą cytuje holenderski "Motorsport".
Czytaj także: Izraelski miliarder zapłaci Williamsowi
Straver na miejscu wypadku mógł liczyć na pomoc innych motocyklistów - Oliviera Paina, Mirjama Pola oraz Mario Patrao. Ten ostatni w rozmowie z portugalskimi mediami opisał szczegóły akcji reanimacyjnej. - Na początku wyczuwałem puls, jednak nagle zniknął. To było najdłuższe 10 minut w moim życiu - stwierdził Patrao (czytaj więcej o tym TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Ekstremalne przygotowania do Rajdu Dakar. Trwają cały rok
W oświadczeniu wysłanym do holenderskich mediów najbliżsi Stravera poprosili też o spokój i wyrozumiałość w trudnych chwilach, przypominając o ich prawie do prywatności. Dlatego też lekarze z Arabii Saudyjskiej nie chcą zdradzać, co dokładnie stało się holenderskiemu motocykliście.
Straver rywalizował w specjalnej klasie, która została utworzona dla motocyklistów nieposiadających wsparcia zespołów. Jakichkolwiek napraw przy maszynie dokonywał sam, korzystając z ograniczonego zapasu części. Przed rokiem Holender był najlepszy w swojej klasie, w tegorocznej edycji Dakaru w momencie wypadku był czwarty.
Czytaj także: Williams broni decyzji ws. Nissany'ego
W tej kategorii swojego reprezentanta miała też Polska - na start w Dakarze na takich zasadach zdecydował się Krzysztof Jarmuż.