Rajd Kataru: Lotto Team nawigował na sygnały świetlne

Czwarty etap rywalizacji w Sealine Cross-Country Rally dla wielu załóg okazał się wyjątkowo ciężki ze względu nie tylko na nawigację, ale również ogromne pola pokryte kamieniami.

Na liczącym ponad 400 km oesie Nasser Al Attiyah trzykrotnie musiał zmieniać koło. Duet Lotto Team tylko raz musiał stanąć z powodu przebitej opony, ale uniknięcie kolejnych "kapci" kosztowało ich sporo sił. - Jechaliśmy przez wielkie przestrzenie po horyzont pokryte luźnymi kamieniami różnej wielkości. Nasz główny mechanik Albert Gryszczuk żartował, że w Katarze uprawia się kamienie, bo właśnie tak to wyglądało - mówił Robert Szustkowski.
[ad=rectangle]
- Teraz się śmiejemy, ale to było bardzo nieprzyjemne - dodał Jarosław Kazberuk. - Małe kamienie pryskały spod kół, uszkadzając różne elementy samochodu, a większe, na ogół sterczące pionowo, cięły opony jak brzytwy. Co więcej taka jazda jest bardzo monotonna, a przez to bardziej męcząca. Niemal trzytonowy Raptor w takim terenie jest trudniejszy w prowadzeniu i staje się dość "słoniowaty".'

Mimo utrudnień, Ford załogi Lotto Team bez większych problemów dotarł do mety zmagań. Bilans, na który składa się jedna przebita opona i pęknięta szyba wydaje się być pozytywny. - Jeden z samochodów ciągle błądził i trzykrotnie nas wyprzedzał. Za trzecim razem jeden z kamieni spod jego kół trafił w naszą przednią szybę. Na szczęście jest na tyle twarda, że powinna wytrzymać ostatni etap i może obędzie się bez zakładania gogli - śmiał się Szustkowski.

Przebita opona w aucie polskiej załogi
Przebita opona w aucie polskiej załogi

Zmęczenie na tyle dawało się załodze we znaki, że postanowiła urządzić sobie na trasie punkt żywieniowy. - Zrobiliśmy sobie piknik. Zjedliśmy kanapki z szynką z indyka i popiliśmy zimną wodą. Straciliśmy co najwyżej trzy minuty, a dostaliśmy poważny zastrzyk energii - przyznał Kazberuk.

Na sam koniec trasy załoga otrzymała też małe "wsparcie". Zespół mechaników, który czekał już na mecie, przygotował kawałek blachy i wysyłał "zajączki" ponad powierzchnią pustyni. - Jechaliśmy na nos Jarka i ucho Alberta. Przykładaliśmy telefon do pomp przepompowujących paliwo z jednego do drugiego zbiornika, a on mówił nam co pracuje dobrze, a co źle. Dziś dla odmiany nawigowaliśmy ostatnie kilometry na sygnały świetlne - żartował Robert Szustkowski.

W piątek Lotto Team czeka ostatni etap - pętla o długości niespełna 390 km. - To będzie kolejny męczący etap, ale jesteśmy już coraz bliżej mety, a to dodaje skrzydeł - zakończyli rajdowcy.

Komentarze (0)