33-latka w tym tygodniu poprawiła rekord Guinnessa w pływaniu długodystansowym. W ciągu 48 godzin przepłynęła aż 149 kilometrów i to mimo osłabienia organizmu rotawirusem. To jednak dopiero początek, bo była kadrowiczka w sierpniu zamierza przepłynąć Bałtyk ze Szwecji do Polski (172 km).
Nie wszyscy wiedzą, że jeszcze kilka lat temu toczyła długą walkę z anoreksją, przez którą trafiła do zakładu zamkniętego i podejmowała się prób samobójczych. Dziś pomaga innym sportowcom jako trener, a przede wszystkim psycholog sportowy.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak przyszedł do poprawczaka. Straszne, jak zareagował jeden z chłopców
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Pływała pani 48 godzin w basenie, a pani rekord został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Po co byłej olimpijce i wielokrotnej mistrzyni Polski takie wyzwania?
Karolina Szczepaniak, była mistrzyni Polski w pływaniu, uczestniczka igrzysk w Pekinie i Londynie: No właśnie to nigdy nie było moje marzenie. Kilka lat temu chorowałam na anoreksję, dwa razy otarłam się o śmierć. To doświadczenie sprawiło, że uznałam, że chciałabym zostawić coś po sobie i dać innym dobry przykład. Przy okazji moich wyzwań organizowane są zbiórki na rzecz dzieci po amputacjach kończyn. Jeśli pomogę choćby jednemu dziecku, to będę bardzo szczęśliwa.
Wspomniała pani, że otarła się o śmierć. Faktycznie było aż tak źle?
To właśnie z powodu anoreksji zakończyłam karierę. Zostałam wtedy zawieszona w prawach studenta na Uniwersytecie Alabama ze względu na stan zagrożenia życia. Od władz uczelni dostałam ultimatum: albo korzystam z ich pomocy i jadę na specjalistyczne leczenie do Kolorado, albo wracam do domu.
Była pani gotowa na podjęcie leczenia?
Wróciłam leczyć się w Polsce, bo uznałam, że lepiej być bliżej rodziny. Tutaj powiedzieli mi, że... muszę się jeszcze odchudzić, by zostać zakwalifikowana do leczenia.
W szpitalu nie przyjęli skrajnie niedożywionej pacjentki z anoreksją, bo uznali, że waży pani zbyt dużo?!
Okazało się, że ze względu na karierę pływacką miałam jeszcze trochę mięśni, a przez to wyższy wskaźnik BMI niż ten kwalifikujący do leczenia. W USA już dawno trafiałbym do szpitala, ale w Polsce musiałam jeszcze schudnąć.
Sytuacja faktycznie zagrażała pani życiu?
W ciągu nieco ponad roku schudłam z 63 do około 45 kilogramów. Przez dłuższy czas rygorystycznie się odchudzałam i byłam w skrajnym stadium niedożywienia. Dopiero teraz wiem, że naprawdę niewiele brakowało, bym po prostu umarła. Co gorsze, miałam złudne poczucie panowania nad sytuacją, choć tak naprawdę kontrolę straciłam bardzo szybko.
Czytaj także: Chciałam zniknąć. Poruszająca historia koszykarki
Ostatecznie trafiła pani jednak do szpitala.
Rodzice cały czas prosili mnie, bym poszła do szpitala, ale po jednej odmowie przyjęcia, z kolejnymi już mocno zwlekałam. Im bardziej rodzice naciskali, tym ja byłam mniej chętna. Ostatecznie mama oznajmiła, że akceptuje mój wybór. Przyniosła album z trumnami i poprosiła, bym wybrała sobie jedną z nich, a ona spełni wolę po mojej śmierci. Wręczyła mi album i poszła oglądać serial.
Tak po prostu?
No właśnie. Nagle zdałam sobie sprawę, że moi najbliżsi po długiej walce w końcu się poddali i już im nie zależy. To był ten moment, w którym odbiłam się od dna.
Co było dalej?
Trafiłam na trzy miesiące do zakładu zamkniętego, gdzie współpracowałam ze specjalistami. Wtedy zorientowałam się, że moim życiem zawładnęła tylko jedna myśl: "nie jedz". Byłam tak zdeterminowana, że oszukiwałam najbliższych, manipulowałam nimi, byle tylko nie zjeść kolejnego posiłku. Ukradkiem wyrzucałam jedzenie.
Domyślam się, że dziś są to dla pani traumatyczne wspomnienia.
Niewiele pamiętam z tego okresu. Ze szpitala może jakieś urywki. Ten rok jest jak czarna dziura w mojej pamięci. Może to i dobrze.
Po opuszczeniu szpitala wszystko było już dobrze?
Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Miałam lepsze i gorsze momenty. To właśnie wtedy dopuściłam się dwóch prób samobójczych. Być może to wynikało także z depresji. Wtedy jednak nie zwracałam uwagę na diagnostykę. Anoreksja to naprawdę okropna choroba. Inni cierpią razem z tobą, a dodatkowo ciągle są oszukiwani.
Co okazało się dla pani przełomem?
Walka o powrót do normalności trwała cztery-pięć lat. Pracowałam nad sobą, uczyłam się akceptować siebie i nie dbać o cyfry, które prawie odebrały mi życie. Zamieszkałam z bliską mi osobą, która nie miała tego problemu. Nie naciskała na mnie, a ja miałam okazję obserwować normalne nawyki jedzeniowe. Zaczęłam wracać na normalną drogę.
Jak to się w ogóle stało, że czołowa pływaczka w kraju, dwukrotna olimpijka zachorowała na anoreksję w trakcie kariery?
Decyzję o konieczności odchudzania podjęłam po dość nieprzyjemnej rozmowie z jedną z bliskich mi osób. Już nie pamiętam, czy podczas wymiany zdań padło, że jestem gruba, ale ogólnie ta rozmowa dość mocno odbiła się na mojej psychice.
I to właśnie wtedy postanowiła pani, że musi zacząć rygorystyczne odchudzanie?
Stanęłam przy lustrze i doszłam właśnie do takich wniosków. Oczywiście już wcześniej śledziłam trendy modowe, widziałam, że oczekiwania są takie, by kobiety były coraz szczuplejsze. To wszystko w połączeniu dało niestety fatalny efekt i sprawiło, że ostatecznie nie byłam w stanie trenować.
Choć studiowała pani projektowanie graficzne, dziś pracuje pani jako psycholog sportowy i trener.
Zarzekałam się, że nie będę pracowała w sporcie, ale dziś cieszę się, że stało się inaczej. Jestem w trakcie szkolenia z psychoterapii. Chcę pomagać innym, teraz potrafię szybciej wychwycić pewne niepokojące zachowania. Takie choroby dotyczą też niestety tych - z pozoru - mocnych psychicznie.
Do pływania wróciła pani niedawno, po prawie ośmiu latach przerwy. Skąd taka decyzja?
W tej przerwie zaczęłam palić papierosy, a w pewnym momencie mój styl życia zaczął mi bardzo przeszkadzać. Szukałam aktywności, którą polubię, ale miałam z tym problemy. Potrzebowałam motywacji, więc postanowiłam się zapisać na Otyliadę - cykliczne wyzwanie odbywające się na wielu basenach w Polsce, polegające na przepłynięciu jak największej liczby basenów w ciągu 12 godzin.
Dała pani radę?
Okazało się, że w debiucie otarłam się o rekord wszystkich Otyliad i to raptem po trzech treningach. Wtedy uznałam, że jeśli mam lęk do pływania w wodach otwartych, to kolejnym wyzwaniem powinno być przepłynięcie Bałtyku. Zamierzam zrealizować to wyzwanie w sierpniu, raptem kilkanaście miesięcy od powrotu do treningów.
W ostatnim wyzwaniu pływała pani przez 48 godzin bez nawet jednej przerwy na sen. To prawda, że wprowadzała się pani w stan snu podczas pływania?
Od razu zaznaczam, że to nie żadna hipnoza, a doskonale znany w nauce półkulowy sen wolnofalowy. Podobny sen mają choćby delfiny. Jedna półkula mózgu pogrążona jest w śnie głębokim, druga przechodzi w stan czuwania i to ona kontroluje najbliższe przeszkody. Nie ma się wtedy dostępu do myśli, a mózg faktycznie dobrze się regeneruje. Taki sen potrafi trwać od kilku do 15 minut. Wydaje mi się, że podczas ostatniego wyzwania weszłam w ten stan około 10 razy.
Pływanie praktycznie bez przerwy przez 48 godzin brzmi nieprawdopodobnie. Co było najtrudniejsze?
Przez ostatnie 18 godzin odczuwałam gigantyczny ból całego ciała. Każdy ruch sprawiał ból, który był wielokrotnie większy od bólu mięśni przy grypie. Mózg robił mi psikusy, bo widocznie chciał przerwać wyzwanie. Największym problemem było jednak to, że musiałam pogodzić się z porzuceniem celu sportowego. Miałam założony lepszy wynik, ale przez rotawirusa praktycznie co godzinę musiałam chodzić do toalety. Trwało to 2-3 minuty, a przez to oddalał się mój cel. Płynęłam i musiałam się pogodzić z tym, że wynik będzie nieco gorszy. Ostatecznie jednak przepłynęłam 149 kilometrów, a wcześniej zakładałam, że nie będę marudziła, jeśli przepłynę taki dystans.
Dziś w pani domu nie ma już miejsca na wagę?
Mam i ważę się regularnie, ale liczby nie mają już dla mnie większego znaczenia. Zresztą przy pływaniu długich dystansów jest lepiej, żebym miała sporą tkankę tłuszczową. Ciągle dowiaduję się o sobie nowych rzeczy, ale demony z przeszłości już nie wracają. Poradziłam sobie z tym.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.