Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Od pana nominacji na funkcję trenera reprezentacji Polski minęło już kilka tygodni, a wciąż korzysta pan z hiszpańskiego numeru telefonu. Domyślam się, że musi pan teraz przeorganizować całe swoje życie.
Bartosz Kizierowski, były pływak, obecnie trener polskiej kadry: Na tej decyzji najbardziej ucierpi moja rodzina. Będę starał się dzielić czas pomiędzy Polskę i Hiszpanię, ale na pewno będą miesiące, w których nie spędzę z moimi najbliższymi choćby jednego dnia. Nie jestem jedynym trenerem, który tak funkcjonuje. Zdaję sobie sprawę, że są to negatywne konsekwencje mojej decyzji, ale wyzwanie było ważniejsze.
Długo musiał pan przekonywać rodzinę?
Dwaj moi synowie mają 18 i 17 lat, a córka osiem. To oczywiście z córką miałem najtrudniejsze rozmowy o moim wyjeździe. Rodzina wie, czym zajmuję się zawodowo i zdążyli się do tego przyzwyczaić. Zresztą jako trener kadry Hiszpanii (2012-2017) wyjeżdżałem na czterotygodniowe obozy. Ostatnio trenowałem w klubie, więc było nieco luźniej, ale teraz wracam do wcześniejszego trybu.
Jest pan spełnionym zawodnikiem i trenerem. Dlaczego zdecydował się pan zmienić radykalnie życie swojej rodziny i swoje?
Pewnie mógłbym prowadzić miejski klub w Madrycie lub szkółkę pływania, ale mam większe ambicje. Cały czas czuję się młodo i mam swoje marzenia. Chciałbym zdobyć jako trener olimpijskie złoto, ale mam też inne cele, jak choćby stworzyć system na lata i zostawić po sobie pozytywny ślad w polskim pływaniu. Dlatego tak mocno zamierzam pracować z kadrą juniorów.
ZOBACZ WIDEO: Chciał zostać pisarzem, ale szybko mu przeszło. "Zostanę przy czytaniu"
Czemu aż tak mocno marzyła się panu praca akurat z reprezentacją Polski? Po drodze odrzucił pan wiele ofert, a przez rok pracował społecznie jako konsultant.
Odpowiedź jest oczywista. Jestem Polakiem i choć na obczyźnie mieszkam od 1993 roku, to ciągle identyfikuję się jako Polak. Jestem kibicem sportu i zawsze emocjonuję się występami naszych sportowców. Przeżywałem występy Adama Małysza czy Justyny Kowalczyk, choć te sporty w Hiszpanii nie były popularne. Do dziś zresztą. Jestem kibolem naszych sportowców. Żadna oferta pracy nie może się dla mnie równać z możliwością pracy z reprezentacją Polski.
Niewiele się pan zmienił od czasów, gdy bez wahania odrzucił pan ofertę 600 tysięcy euro w zamian za zmianę obywatelstwa na katarskie. Szejkowie oferowali gigantyczne pieniądze, byle tylko mieć pana w swojej reprezentacji.
Wtedy nawet przez moment nie brałem tej oferty na poważnie i nie zastanawiałem się nad nią. Byłem kawalerem, żyło mi się dobrze i wyrzeczenie się polskiego obywatelstwa w ogóle nie wchodziło w rachubę. Dzisiaj pewnie dłużej bym to rozważał, bo mam rodzinę, kredyt i muszę się martwić nie tylko o siebie, ale także o trójkę dzieci. Nigdy jednak nie żałowałem tej decyzji, bo moje życie ułożyło mi się bardzo dobrze bez tych pieniędzy.
Długo Polska nie wynagradzała pana za to poświęcenie, bo mimo wybitnych kwalifikacji nie dostawał pan szansy na zrealizowanie marzeń jako trener polskiej kadry.
Gdy odmawiałem Katarczykom, nigdy nie kalkulowałem, że coś za to w Polsce dostanę. To była prywatna decyzja związana z moim przywiązaniem do ojczyzny. Jeśli chodzi o posadę trenera, to znacznie bardziej odpowiada mi sytuacja, w której zostaję nim ze względu na moje kwalifikacje i doświadczenie, a nie względy sentymentalne.
Do tej pory kolejne zarządy PZP podchodziły raczej sceptycznie do współpracy z panem. Ktoś panu wyjaśnił, dlaczego?
O posadę trenera polskiej kadry bardzo mocno starałem się już w 2018 roku, ale ówczesny zarząd i prezes Paweł Słomiński odrzucił moją kandydaturę. Przez lata faktycznie nie dostawałem szansy, dlatego tym bardziej się cieszę, że teraz będę miał okazję do spełnienia marzeń. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce i się udało.
Co to znaczy?
Już w zeszłym roku współpracowałem z polską kadrą i jeździłem na niektóre obozy. Poznałem mocne i słabe strony całej organizacji. Pod koniec grudnia poprosiłem o możliwość przygotowania prezentacji, w której przedstawiłem swoje pomysły zmian. Chciałem, by moich przemyśleń wysłuchali wszyscy przedstawiciele zarządu PZP, a nie sama prezes Otylia Jędrzejczak. Nie chciałem, by mówiono, że pracę zawdzięczam naszej znajomości jeszcze z czasów kariery pływackiej.
Co było potem?
Prezentacja spotkała się z pozytywnym odbiorem i wkrótce potem otrzymałem ofertę pracy w roli pierwszego trenera.
Ile ofert odrzucił pan po drodze?
Od pewnego czasu szukałem pracy i faktycznie w tym czasie otrzymałem przynajmniej kilka dość konkretnych propozycji nie tylko z innych krajów, ale także grup uniwersyteckich w USA. Nie chcę jednak mówić o szczegółach, bo dziś nie ma to już sensu. Polska nie była jedyną opcją, ale zdecydowanie najlepszą.
Bierze pan pod uwagę powrót na stałe do Polski?
Przez pierwsze dwa lata mojego kontraktu nie ma mowy o przeprowadzce, bo mój młodszy syn musi skończyć szkołę średnią w Madrycie. Potem będziemy bardziej elastyczni i może pomyślimy o zmianie miejsca zamieszkania.
Pana dzieci rozmawiają po polsku?
Moje dzieci nigdy nie mieszkały w Polsce, a ze względu na to, że moja żona jest Hiszpanką, to w domu mówimy po hiszpańsku. Mój najstarszy syn Łukasz uczy się polskiego i muszę przyznać, że ma całkiem bogaty zasób słownictwa. Do płynnego porozumiewania się jeszcze mu daleko.
Co było najtrudniejsze w walce o pozycję trenera kadry?
Musiałem zdobyć zaufanie innych trenerów i zrobić wszystko, by nie postrzegali mnie jako zagrożenia dla siebie. Wszystkie moje pomysły będę wcielał za pośrednictwem poszczególnych trenerów, więc jeśli oni by mi nie zaufali, to cały plan nie miałby szans na powodzenie. Już w zeszłym tygodniu mieliśmy spotkanie w dużym gronie, na którym szczerze omówiliśmy najważniejsze sprawy.
Mówi się, że u pana trenuje się mniej. Jak zamierza pan pogodzić to z wizją Otylii Jędrzejczak, która po igrzyskach w Paryżu wprost sugerowała, że nasi pływacy muszą się wziąć jeszcze mocniej do pracy na treningach?
Być może faktycznie jako zawodnik w schyłkowej fazie kariery trenowałem mniej niż moi rywale, ale zupełnie nie zgodzę się z tym, że jako trener preferuję takie treningi. Jako opiekun kadry Hiszpanii miałem zawodników w różnych konkurencjach. Otylia trenowała u mnie przez rok i doskonale wie, że potrafię odpowiednio dobierać obciążenia do konkretnego zawodnika. Tłumaczyłem to także na zarządzie, bo chciałem rozwiać wszelkie wątpliwości.
Czyli zawodnicy nie mają co liczyć na to, że od teraz będą spędzali w wodzie mniej czasu?
Zwykle moje plany treningowe zakładały nawet dwugodzinne treningi, więc podobne objętości, jakie preferują trenerzy na całym świecie. Nikomu nie narzucę planu treningowego, bo uważam, że nasi trenerzy są na wysokim poziomie. Skupię się nad dopracowaniem szczegółów. Chcę dojść do sytuacji, w której trenerzy będą otwarcie dzielić się między sobą swoimi doświadczeniami.
Ale problem w tym, że oni są swoimi rywalami na krajowym podwórku. Uda się ich nakłonić do współpracy?
W USA najlepsi trenerzy nie mają problemu dzielić się swoimi planami treningowymi, bo oni zdają sobie sprawę, że bycie trenerem to coś więcej niż tylko suchy plan treningowy z wypisanymi zadaniami. Liczy się sposób wykonywania treningów, skupieniu na innych elementach czy atmosferze. Poza tym chcę zwiększyć w polskich trenerach poczucie dumy z bycia reprezentantami Polski i poczucie działania w jednym kierunku.
Co się stało, że występ polskich pływaków na igrzyskach w Paryżu znów zakończył się porażką?
Nie lubię tego sformułowania i uważam, że polscy pływacy wcale nie ponieśli w Paryżu porażki. Jeśli porównamy miejsca, jakie zajęli, do miejsc w rankingu przed igrzyskami, to naprawdę okaże się, że nie było źle. Życiówek było mało, ale to był problem wszystkich zawodników, bo po prostu basen był wolny.
Z pana słów wynika jednak, że wcale nie zamierza pan przeprowadzać rewolucji. Dlaczego?
Wszystkie zmiany będą wprowadzane stopniowo. Nasi czołowi pływacy i trenerzy naprawdę nie odbiegają mocno od światowej czołówki. Dowodem są choćby medale w sztafetach na grudniowych mistrzostwach świata. Najbliższy sezon będzie więc przebiegał podobnie do poprzedniego, ale powoli będziemy wprowadzać nowe elementy. Na lutowym zgrupowaniu przedstawię wszystkim szczegółowy plan, a zawodnikom powiem o moich oczekiwaniach.
Na igrzyskach w Sydney był pan blisko medalu na 50 metrów stylem dowolnym. Czy przez brak olimpijskiego medalu czuje się pan niespełnionym zawodnikiem?
Gdy kończyłem karierę, miałem 31 lat i byłem wtedy jednym z najstarszych pływaków. Nie marzyłem o kolejnych trofeach i byłem gotowy, by rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Nigdy nie miałem żalu czy rozczarowania swoimi wynikami. Gdyby ktoś na początku powiedział, że zdobędę brązowy medal mistrzostw świata i wszystkie inne tytuły, to wziąłbym je w ciemno.
Jaki cel został teraz przed panem postawiony?
Podpisałem kontrakt na dwa lata, a ewentualne przedłużenie go będzie bardziej zależało od funkcjonowania całego systemu, a nie samych wyników. Mam nadzieję, że będę mógł pomóc polskim pływakom w przygotowaniach przynajmniej do igrzysk olimpijskich w Los Angeles. Celem jest oczywiście medal olimpijski i nie boję się o tym mówić. To moje marzenie. Drugim celem, to zakwalifikowanie jak największej liczby sztafet do finału olimpijskiego.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty