Pjongczang 2018. Polacy wrócili z dwoma medalami. Mamy powody do zmartwień?

Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu Polskę reprezentowała rekordowa liczba sportowców. Mimo to Biało-Czerwoni zdobyli zaledwie dwa medale - oba w skokach narciarskich. Pozostałe dyscypliny przeżywają spory kryzys.

Polacy wysłali do Pjongczangu reprezentację składającą się z 62 sportowców i jest to największa grupa w sięgającej 1924 roku historii startów Biało-Czerwonych na igrzyskach. Polska miała swoich przedstawicieli w 12 spośród 15 dyscyplin. Zabrakło jedynie hokeistów, curlingowców i skeletonistów.

Król Kamil Stoch

Największe nadzieje, związane z występami Polaków w Pjongczangu, wiązane były ze skoczkami narciarskimi. Tym bardziej, że Kamil Stoch jechał do Korei jako lider Pucharu Świata i zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni, a także jako obrońca tytułu na normalnej i dużej skoczni. W wysokiej formie znajdowała się również drużyna, która rok wcześniej sięgnęła po mistrzostwo świata.

Konkurs na normalnej skoczni przyniósł rozczarowanie. Po pierwszej serii na prowadzeniu sensacyjnie znajdował się Stefan Hula, a tuż za nim plasował się Kamil Stoch. Zmagania rozgrywane były w loteryjnych warunkach, skoczkowie niekiedy musieli czekać po kilka minut na oddanie swojej próby. Ostatecznie do medali zabrakło niewiele, Stoch stracił do trzeciego miejsca 0.4, a Hula 0.9 pkt.

Rywalizacja na dużej skoczni odbyła się dopiero tydzień później. Ten konkurs był już popisem Kamila Stocha. Skoczek z Zębu prowadził na półmetku, a następnie utrzymał swoją lokatę i tym samym stał się trzecim zawodnikiem w historii, po Birgerze Ruudzie i Matti Nykanenie, który obronił tytuł na dużej skoczni.

Na drugi medal Biało-Czerwonych przyszło czekać zaledwie dwa dni. W konkursie drużynowym na dużej skoczni jeszcze po pierwszej serii była szansa nawet na złoto. Norwegowie szybko jednak odskoczyli, a o drugie miejsce toczyła się zaciekła walka pomiędzy Niemcami a Polakami. Podopieczni Stefana Horngachera minimalnie przegrali z naszymi zachodnimi sąsiadami i musieli zadowolić się brązem.

Rozczarowane biathlonistki

Choć polskie biathlonistki nie należały do faworytek w swojej dyscyplinie, to po cichu liczono na dobre występy z ich strony. Biało-Czerwone potrafiły zaskakiwać podczas mistrzostw świata, czego najlepszym dowodem jest Weronika Nowakowska, która w 2015 roku w Kontiolahti zdobyła srebro i brąz.

To ta zawodniczka mogła sprawić sporą niespodziankę w biegu na 15 km. Nowakowska była trzykrotnie bezbłędna na strzelnicy i zmierzała po dobre miejsce. Ostatnie strzelanie zakończyła z dwoma pudłami, co oznaczało doliczenie dwóch minut do jej wyniku i w konsekwencji spadek na 21. lokatę.

W tym samym biegu Monika Hojnisz zajęła szóste miejsce, dzięki czemu jako jedyna spośród Biało-Czerwonych awansowała do biegu masowego, w którym udział brała najlepsza trzydziestka. Pierwszą oczekującą była Nowakowska.

Na polskie biathlonistki spadła fala krytyki za słabe występy. Polki miały okazję zrehabilitować się podczas sztafety. Na strzelnicy rządził wiatr, przez co często dochodziło do przetasowań w stawce. Reprezentantki naszego kraju po trzech zmianach znajdowały się na prowadzeniu. Biegnąca na końcu Nowakowska nie zdołała utrzymać tej pozycji. Należy jednak zaznaczyć, że mierzyła się ze ścisłą światową czołówką. Zamiast medalu skończyło się na siódmym miejscu, które przed biegiem z pewnością każdy wziąłby w ciemno.

W Pjongczangu zaprezentowało się jedynie dwóch biathlonistów - Grzegorz Guzik i Andrzej Nędza-Kubiniec. Ich wyniki nie były spektakularne. Najwyższe miejsce wywalczył w biegu na 20 km Guzik, który uplasował się na 33. lokacie.

Kowalczyk i długo nic

Sukcesów zabrakło również w biegach narciarskich, a najlepsze wyniki osiągnęła zbliżająca się do końca kariery Justyna Kowalczyk. Najbardziej udany występ pięciokrotna medalistka olimpijska osiągnęła w sprincie drużynowym. Wraz z Sylwią Jaśkowiec uplasowały się na siódmej lokacie. Indywidualnie najwyżej była w biegu na 30 km, który ukończyła na 13. miejscu.

Dużym minusem, podobnie jak w przypadku biathlonistów, jest brak wystawienia sztafety męskiej do rywalizacji. W Pjongczangu wystąpiło zaledwie trzech biegaczy z Polski. Zawiódł Maciej Staręga, który nie przeszedł eliminacji sprintu. Później przyznał, że Biało-Czerwoni nie mieli gdzie trenować, bo trasę narciarską zasypano szutrem i przerobiono na parking, ze względu na Puchar Świata w skokach narciarskich.

Panczeny nie takie szybkie

W Soczi polscy panczeniści zdobyli trzy medale, w tym złoty wywalczony przez Zbigniewa Bródkę. Wiadomo było, że na powtórkę nie ma co liczyć, jednak po cichu liczono na sprawienie niespodzianki.

Indywidualnie jedynie Natalia Czerwonka zdołała załapać się do pierwszej dziesiątki. Wynik ten osiągnęła w biegu na 1500 metrów. Broniący tytułu Zbigniew Bródka był dwunasty. Nie najlepiej poszedł również bieg drużynowy. W ćwierćfinale Polki miały najsłabszy czas i na otarcie łez pozostał im triumf w finale D, w którym pokonały Koreanki.

Przyzwoicie było za to w short tracku. W ćwierćfinale biegu na 500 metrów Natalia Maliszewska zajęła trzecie miejsce, nieznacznie przegrywając jedynie z późniejszą mistrzynią i wicemistrzynią olimpijską. Na tym samym dystansie 17. miejsce zajął Bartosz Konopko. Nieźle spisała się również Magdalena Warakomska w biegu na 1000 metrów. Była dwunasta.

Bez niespodzianek w innych dyscyplinach

Mimo tego, że w Polsce nie ma toru, na którym mogliby trenować saneczkarze i bobsleiści, to przedstawiciele tych dyscyplin wystartowali w Pjongczangu. Maciej Kurowski osiągnął najlepszy wynik w karierze, zajmując 19. miejsce. Jeszcze lepiej poszło naszej saneczkarskiej sztafecie, która w stawce 13. drużyn zajęła dobrą, 8. pozycję. W drugiej dziesiątce uplasowała się czwórka bobslejowa, nie dysponująca sprzętem tak wysokiej klasy jak zespoły ze światowej czołówki.

ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch podziękował za wsparcie kibiców. "Ono pomogło się nam podnieść"

Po raz pierwszy na igrzyskach Polska wystartowała w rywalizacji drużynowej w kombinacji norweskiej. Po skokach Biało-Czerwoni byli na 8. miejscu, a po biegu spadli zaledwie o jedno "oczko". Do celu zabrakło naprawdę niewiele.

Nieźle zaprezentowała się polska para łyżwiarzy figurowych - Natalia Kaliszek i Maksym Spodyriew. W konkurencji par tanecznych zajęli 14. lokatę. W Pjongczangu wystartowali też przedstawiciele narciarstwa alpejskiego i snowboardu.

Plan minimum wykonany

Polacy przywieźli z Pjongczangu dwa medale, o cztery mniej niż z Soczi. Prezes PKOl Andrzej Kraśnicki przyznał jednak, że jest zadowolony z tego wyniku. Jego zdaniem polscy sportowcy wykonali plan minimum.

Dużym problemem Polaków jest brak odpowiedniej infrastruktury. Brakuje obiektów, na których mogliby trenować, szkolenie młodzieży również kuleje. Niedawno otwarto tor do łyżwiarstwa szybkiego w Tomaszowie Mazowieckim, ale to jedynie kropla w morzu potrzeb.

Konieczne są szybkie zmiany w systemie, abyśmy za cztery lata w Pekinie w dalszym ciągu mogli emocjonować się walką Biało-Czerwonych o czołowe lokaty.

Źródło artykułu: