W glorii chwały, w blasku fleszy. Polscy skoczkowie wrócili do kraju

PAP/EPA / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Stefan Hula, Maciej Kot, Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Stefan Horngacher, Adam Małysz
PAP/EPA / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Stefan Hula, Maciej Kot, Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Stefan Horngacher, Adam Małysz

Powitano tak, jak na to zasłużyli. Złoty medalista olimpijski Kamil Stoch i jego koledzy z reprezentacji, z którymi wywalczył brąz w konkursie drużynowym na igrzyskach w Pjongczangu, wrócili do Polski. W Warszawie przyjęto ich jak bohaterów.

Skoczkowie są być może jedynymi z polskich sportowców, którzy nie zawiedli wysokich, jak zwykle, oczekiwań kibiców na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Mimo że wysłaliśmy do Korei Południowej najliczniejszą reprezentację w historii, na podium udało się tam jak dotąd stanąć jedynie im.

Biało-Czerwoni wywalczyli tan dwa medale - złoto w konkursie indywidualnym na dużej skoczni obronił Kamil Stoch i dołożył do tego brąz w zawodach drużynowych wspólnie z Maciejem Kotem, Stefanem Hulą i Dawidem Kubackim.

W czwartek nasi skoczkowie wrócili do kraju. Na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina specjalnie na nich czekały dziesiątki kibiców, dziennikarzy a także minister sportu Witold Bańka. - Jesteście wielcy, a my jesteśmy z was dumni - powiedział na widok zawodników, z którymi wrócili m.in. trener Stefan Horngacher oraz dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz.

Maciej Kot, Stefan Hula, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Kamil Stoch byli zmęczeni wielogodzinnym lotem, jednak w ich oczach było także widać szczere wzruszenie, że w środku dnia kibice tylko dla nich oderwali się od swoich obowiązków. - To dla nas duża niespodzianka - wyznał Kot.

Zaskoczony przymusem zabrania głosu był Małysz, który jak sam przyznał, nie czuje się najlepiej w przemowach. - Szkoda, że nie ma z nami prezesa, on lepiej wypada przed mikrofonem - zażartował, a do dziennikarzy zaapelował, by długo nie męczyli pytaniami swoich bohaterów.
 
Najwięcej braw zebrał oczywiście Stoch. Gdy wywołano go do mikrofonu, w hali przylotów zapanował istny tumult. Trzykrotny złoty medalista olimpijski najmocniej dziękował wszystkim za ciepłe słowa jakie wraz z kolegami otrzymali po konkursie na normalnej skoczni, w którym nie udało się żadnemu z Biało-Czerwonym stanąć na podium.

- Wtedy dostaliśmy od was wielkie wsparcie i było to dla nas niezwykle ważne i budujące. To pozwoliło nam szybko się pozbierać. Efekty tego widzieliśmy na dużej skoczni - powiedział skoczek z Zębu. Do mikrofonu wywołano również Piotra Żyłę i jak można było się spodziewać, wiślanin rozbawił swoją wypowiedzią obecnych.

Żyłę zapytano czy trudno było mu się nauczyć grać na gitarze polskiego hymnu, którego wykonanie zaprezentował w internecie po złotym medalu Stocha. - Nie, w sumie to miałem tam dużo czasu na naukę... - powiedział rozbawiony skoczek, który w Pjongczangu wziął jedynie udział w treningach.

Dziennikarze musieli też wywołać jedną z najbardziej palących kwestii w polskich skokach, czyli przyszłość Stefana Horngachera. - Jesteśmy ze współpracy bardzo zadowoleni i liczymy że będziemy nadal pracować z trenerem - powiedzieli zgodnie nasi skoczkowie.

Sam Austriak przyznał, że nic nie jest jeszcze pewne. - Rozmowy trwają, pracujemy nad tym. Ja jestem dumny że mogę pracować z takimi ludźmi i osiągać sukcesy - powiedział szczęśliwy szkoleniowiec, który podobnie jak jego zawodnicy był zaskoczony tak uroczystym przyjęciem.

Więcej szczegółów zdradził Małysz. Według jego wiedzy Horngacher otrzymał propozycje nowej, czteroletniej umowy. - Wszystko wyjaśni się po ostatnich zawodach sezonu, w Planicy.

Bo przecież dla naszej drużyny to nie koniec startów. Czekają ich jeszcze konkursy Pucharu Świata, które najbardziej interesują Stocha. Nasz mistrz jest przecież liderem klasyfikacji generalnej i ma duże szanse na drugą Kryształową Kulę. Kolejne zawody Pucharu Świata odbędą się już 3-4 marca w Lahti.

ZOBACZ WIDEO: Maciej Kot: Bardzo chciałbym, żeby trener Horngacher został. Należy mu się wysoka podwyżka

Źródło artykułu: