[tag=9704]
Stefan Hula[/tag] mógł zostać jednym z największych pechowców igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. 31-latek w konkursie indywidualnym na normalnej skoczni był liderem po pierwszej serii, ale w drugiej skoczył na tyle krótko, że wypadł poza podium. Na szczęście to już poszło w zapomnienie. W poniedziałek oddał dwa dobre skoki, które przyczyniły się do tego, że Polacy drużynowo zajęli trzecie miejsce. Skoczek jeszcze nie może w to uwierzyć.
- Na razie to jeszcze nie dociera. Emocje opadną i to do nas dotrze, a wtedy będziemy się naprawdę cieszyć. Stanęliśmy przed szansą, którą wykorzystaliśmy. Nie ukrywam, że motyle w brzuchu były, ale takie bardzo pozytywne - przyznaje.
Sam zawodnik ze Szczyrku jest zadowolony z tego, jak sobie radził w poniedziałek. Przyznaje jednak, że drugi skok był znacznie lepszy. Wiemy też, komu dedykuje sukces.
- W drugiej serii oddałem najlepszy skok na tym obiekcie i bardzo się z niego cieszę. Pierwszy był ok, ale mógł być lepszy. Nie ma co gdybać, bo i tak jest pięknie. Komu dedykuję medal? Przede wszystkim żonie, dzieciom i rodzicom, bo zawsze mnie wspierają. Także trenerom i całemu sztabowi, bo wszyscy na to ciężko pracowaliśmy - mówi.
- Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Dzisiaj wszyscy spisaliśmy się bardzo dobrze. Walczyliśmy do samego końca i teraz jest ta piękna chwila, bo mamy medal. Pierwszy historyczny medal drużynowy na igrzyskach, to jest coś wspaniałego. Cieszmy się tym. To był piękny konkurs, bo były ładne skoki, stabilna pogoda i walka. W drugiej serii rywalizacja toczyła się do samego końca, co dodało smaczku - komentował Hula po zawodach.
[b]ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno z Pjongczangu: Zagraniczni skoczkowie zachwycają się Stochem. "To dla nich niewiarygodne"
[/b]