Polski saneczkarz Mateusz Sochowicz podczas ślizgu w koreańskim Pjongczangu pędził z prędkością ponad 120 km/h bez maski. Jak się okazało, w zamieszaniu przed startem gdzieś mu upadła i zawodnik nie miał czasu jej znaleźć.
- Po prostu wypadła mi, to był pech. Było bardzo zimno na starcie. Kiedy chciałem zapiąć buty, schyliłem się. Spadł mi kaptur, ściągając wizjer. Spadł na torbę. Gdyby spadł gdziekolwiek indziej, to usłyszałbym i podniósł go - mówił zawodnik.
Jego przejazd bez maski dla wielu internautów stał się jednak źródłem żartów i podkreślał "polską organizację".
Sam zawodnik zakpił z "hejterów". Na swoim Instagramie zamieścił zabawny obrazek i opatrzył go "pozdrowieniami dla ekspertów".
Zawodnik przejechał całą trasę z zamkniętymi oczami. Udało mu się dojechać bez wywrotki do mety. Zajął ostatecznie 27. miejsce na 40 startujących zawodników.
ZOBACZ WIDEO Jagna Marczułajtis: Czwarte miejsce na igrzyskach to największy ból