Trwa wyścig po nowinki technologiczne w skokach. Mają... postraszyć rywali

Newspix / TADEUSZ MIECZYNSKI / Marcin Bachleda
Newspix / TADEUSZ MIECZYNSKI / Marcin Bachleda

Nowinki technologiczne w skokach są nie do przecenienia. Jak się jednak okazuje, nie ze względu na poprawę możliwości zawodnika. - Mają głównie znaczenie psychologiczne - twierdzi Marcin Bachleda, były reprezentant Polski.

Polacy na pierwszych treningach pokazali nowe buty. Mają na sobie paski zebry, wyglądają też na mocniejsze. Natychmiast wybuchła fala spekulacji, w czym mogą pomóc podopiecznym Stefana Horngachera. Sami skoczkowie zachowali informacje dla siebie.

Wciąż nie wiadomo, jaką rolę spełniają w technice skoków Polaków, ale Bachleda twierdzi, że nowinki technologiczne to kwestia głównie walki psychologicznej. - W świat idzie mocna informacja, że dana reprezentacja ma coś nowego. A jak potem jeszcze świetnie skacze na treningach, to znaczy, że ktoś wymyślił coś wyjątkowego. Tak naprawdę nie można stworzyć czegoś szczególnie rewolucyjnego, bo trzymają restrykcyjne przepisy. Ale jeśli da się nieco poprawić funkcjonowanie nart w powietrzu czy pozycji na rozbiegu, to warto. Np. Simon Ammann teraz testował nowe buty, choć sądząc po jego skokach, raczej nie poszedł w dobrym kierunku - zauważa były skoczek.

Skoczkowie prezentują różny styl nie tylko w locie czy pozycji najazdowej, ale także przygotowaniu bezpośrednio przed zawodami. Niektórzy przyjeżdżają do miejsca konkursu zaraz przed jego rozpoczęciem. Drudzy natomiast potrzebują znacznie więcej czasu na aklimatyzacje. Polacy należą raczej do tej drugiej grupy.

- Aklimatyzacja jest ważna, jednak ci, którzy przyjechali późno i z marszu zaczęli skakać, czas na przystosowanie będą mieć później. Na samym początku czują się lepiej. Wszystko zależy od tego, jak rozmaite trudności działają na konkretnych zawodników. To są sprawy indywidualne.

ZOBACZ WIDEO Nie tylko Stoch powalczy o medal. "Kubacki jest regularny, Hula spisuje się znakomicie"

Horngacher przed igrzyskami mocno naciskał na to, aby reprezentacja skoczków pojechała z pełnym sztabem. Jak na Puchar Świata. Bachleda zaznacza, że to bardzo dobra decyzja. Dzięki niej skoczkowie czują się, jak podczas zawodów cyklu, łatwiej im nie odbierać konkursów, jak najważniejszych zawodów sezonu. - Oczywiście to kwestia psychologiczna. Oni przede wszystkim muszą mieć komfort, nie mogą odczuć dużej różnicy.

Bachleda nie obawia się o dyspozycję Polaków w Pjongczangu. - Chłopcy już podczas Pucharu Świata pokazywali, że są w bardzo dobrej dyspozycji. Od jakiegoś czasu liczyłem na to, że na normalnej skoczni Polacy będą walczyć o medale. Tam moimi faworytami są Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Na dużej skoczni wśród moich faworytów będzie też Stefan Hula. - podkreśla popularny "Diabełek". - Na normalnej skoczni jest szansa nawet na dwa medale. Na dużej też, ale będzie trudniej. Chłopcy po to pojechali na igrzyska, aby walczyć o najwyższe cele. Jest około 15 mocnych zawodników, który mają szansę na sukces. Trzeba mieć dobry dzień i dyspozycję. Muszą też sprzyjać warunki pogodowe.

Źródło artykułu: