Nie chciałem niczego ciągnąć na siłę - rozmowa z Jarosławem Gokiertem, dyrektorem Sośnicy Gliwice

- Zaistniałą sytuację traktuję jako osobistą porażkę - w ten sposób dyrektor sportowy Sośnicy Gliwice skomentował wycofanie zespołu seniorek z rozgrywek I ligi. Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu klub z powodu braku odpowiednich środków finansowych zrezygnował z gry na zapleczu ekstraklasy i został zastąpiony przez Beskid Nowy Sącz.

Maciej Madey: Powód wycofania klubu z ekstraklasy zdaje się być oczywisty, ale dla formalności zapytam. Pieniądze?

Jarosław Gokiert: - Tak jest. Po prostu nie mamy finansów, potrzebnych do tego by dalej funkcjonować.

Czy w takim razie istnieje na horyzoncie jakakolwiek perspektywa dla Sośnicy?

- Tak, nadzieja jest w młodzieży. Mamy pod sobą 130 zawodniczek, podzielonych na osiem grup. Teraz musimy to wszystko sensownie poukładać. Może dzięki temu co się dzieje, miasto w końcu przejrzy na oczy. W obecnych czasach znalezienie sponsora graniczy z cudem, więc magistrat powinien pomóc. Co do drużyny, to zobaczymy - może w przyszłym roku zaczniemy rozgrywki od II ligi? Mamy świetną młodzież, wychowanków klubu. Czas więc zacząć od zera.

Pamiętam, że rozmawialiśmy ponad rok temu, przy okazji rezygnacji klubu z awansu do ekstraklasy. Mówił pan, że finanse są w złym stanie i trzeba szukać sponsorów. Czas mija, a marne efekty poszukiwań doprowadziły do wycofania drużyny z 1 ligi…

- Muszę stwierdzić jedną rzecz. Nikt nie zauważył, że wtedy Sośnica występowała jako GZKS (Górniczy Związkowy Klub Sportowy - przyp. red.). Został on jednak zlikwidowany ze względu na złą kondycję finansową. Stworzyliśmy więc nowy twór i kontynuowaliśmy sekcję piłki ręcznej. Co do sponsorów - teraz każdy tłumaczy się kryzysem ogólnoświatowym. Nie chciałem więc ciągnąć niczego na siłę, bo nie było sensu najpierw zagrać, a potem zrezygnować w trakcie sezonu. Musielibyśmy potem płacić kary z tym związane, a to rzeczywiście nie miałoby sensu.

W takim razie co dalej?

- Rozmawiałem ostatnio ze Zbyszkiem Cieńciałą (wiceprezes Ruchu Chorzów - przyp. red.). Ten klub też długo się dźwigał, zmieniano nazwy podmiotów zarządzających klubem. W końcu jednak zebrała się grupa ludzi, która zaczęła od drugiej ligi i krok po kroku znalazła się w ekstraklasie.

Może więc podobnie da się zrobić w Gliwicach - poszukać osób zdolnych do wyciągnięcia Sośnicy z dołka?

- Na pewno brakuje nam kogoś takiego jak Klaudiusz Sevković (prezes Ruchu - przyp. red.), ale takich osób nie jest wiele. Próbujemy dotrzeć do pewnych ludzi, ale niektórzy w ostatnich latach odsunęli się od klubu. Może już rok temu trzeba było się wycofać? Kilka osób nakłoniło mnie jednak do odwrotnej decyzji. Niestety, bez pieniędzy nie da się funkcjonować. A naprawdę to, czego potrzebujemy, jest niczym w porównaniu z pieniędzmi, które władze miasta łożą na piłkarski zespół Piasta.

Liczycie więc na pomoc z gliwickiego magistratu?

- Mamy nadzieję, że miasto dostrzeże problem i zainwestuje w Sośnicę. Na pewno trzeba dodać, że na młodzież nie żałują i dotują młode roczniki. Ale kiedy dorosła drużyna nie istnieje, to z czasem dziewczyny rozjeżdżają się po całej Polsce. Jeżeli dobrze się rozejrzeć, to nasze wychowanki grają w co drugim polskim klubie ekstraklasy.

A co pan zamierza robić w najbliższej przyszłości? Nadal zostaje pan w Gliwicach?

- Nie poddaję się i jeszcze spróbuję powalczyć. Chciałbym, aby udało nam się zorganizować wszystko od nowa i wrócić najpierw do I ligi, a docelowo do ekstraklasy.

Wróćmy jeszcze na moment do ostatnich wydarzeń. Jak zakomunikował pan decyzję o wycofaniu zespołu z 1 ligi? Zawodniczki spodziewały się tego?

- Zaczęło się już na wiosnę. Wtedy rozmawiałem z trenerką, zawodniczkami. Zaistniałą sytuację traktuję jako osobistą porażkę.

Niech teraz spróbuje się pan wczuć w rolę szczypiornistki Sośnicy. Szuka pan nowego klubu czy zostaje na tonącym okręcie?

- Może powiem inaczej - jako działacz staram się im pomóc i wypożyczyć, by grały gdziekolwiek. Jest zainteresowanie ze strony MKS Żory, Ruchu Chorzów, a ja jestem gotów wypożyczyć zawodniczki za darmo. Ale niestety klubów na to nie stać.

Na darmowe wypożyczenie?

- Bo trzeba zapłacić około 2,5 tysiąca złotych opłat za transfer, nawet jeżeli jest wolny. Sam podpis na papierku w Warszawie kosztuje około tysiąca, do tego dochodzą opłaty w okręgu.

To raczej nikogo nie zachęca do skorzystania z waszych zawodniczek.

- Bez wątpienia. Kluby - chociażby ze Śląska - nie mają na to pieniędzy. Dlatego nawet, jeżeli są zainteresowane naszymi zawodniczkami, to muszą się wstrzymać z ich sprowadzeniem.

Na koniec wypada zapytać, czy dostrzega pan ostatnio jakiekolwiek pozytywy w polskiej piłce ręcznej?

- Na szczęście coś drgnęło jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży. ZPRP wdrożył program gimnazjalnych ośrodków sportu. Pieniądze wykłada na to Ministerstwo Sportu. Najwyższy czas na to, bo na poziomie ekstraklasy brakuje zawodniczek. Niedawno nie do pomyślenia było, aby na parkietach najwyższej klasy rozgrywkowej grało aż tyle nastolatek.

Komentarze (0)