PGNiG Superliga. Stal o krok od ważnego zwycięstwa. Zimna krew Energi MKS Kalisz

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Energa MKS Kalisz
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Energa MKS Kalisz

Stal Mielec może być niepocieszona. Miała w rękach piłkę na zwycięstwo i bardzo ważne punkty w grze o utrzymanie, ale po bardzo wyrównanym meczu lepsza okazała się Energa MKS Kalisz.

60 minut wzajemnego przeciągania liny, z wieloma zwrotami akcji, czerwonymi kartkami i nieoczekiwanymi emocjami, czyli to co kibice Superligi lubią najbardziej. Oglądając mecz w Mielcu, nie można było się nudzić.

Stal rozkręcała się powoli. Jej zapędy początkowo gasił świetnie dysponowany Łukasz Zakreta, rzuty Huberta Korneckiego i Marka Monczki lądowały w rękach bramkarza MKS-u. Twarda obrona z Mateuszem Kusem na czele nie dopuszczała do dobrych pozycji rzutowych, z przodu Marek Szpera i Kacper Adamski łatwo gubili krycie.

Trener Dawid Nilsson musiał coś zmienić, bo pomysł na mecz nie funkcjonował. Odpowiedział agresywną i dodatkowo wysuniętą obroną. Jego zespół przestał popełniać proste błędy w ataku, rozgrzał się Monczka, piłki docierały na prawe skrzydło do Pawła Wilka. Zapory nie stanowili już ani Zakreta, ani Kus, który w krótkim czasie dwa razy musiał usiąść na ławce (ostatecznie nie dotrwał do końca spotkania). Stal nie tylko nawiązała kontakt, ale na przerwę zeszła nawet z prowadzeniem 15:13.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny ruch Brighton. Zobacz, co z piłką potrafi zrobić Jakub Moder

Tomasz Strząbała miał ten komfort, że na ławce siedział drugi równorzędny bramkarz. Gdy karta przestała iść Zakrecie, między słupki wszedł Mikołaj Krekora i spisywał się jeszcze lepiej. Przez 15 minut dał się pokonać tylko dwa razy i MKS znowu przejął inicjatywę. W ataku szalał Adamski, którego jakby zmotywowało powołanie do kadry na mecze el. ME 2022. Rozdzielał piłki, szarżował środkiem, bez jego udziału kaliszanie nie walczyliby do ostatniej minuty o zwycięstwo.

Ostatnie 10 minut było momentami jak jazda bez trzymanki. Marnowane świetne okazje MKS-u, rewelacyjne wejście do bramki Tomasza Wiśniewskiego, wymyślne rzuty Miljana Ivanovicia, czerwona kartka za atak na twarz dla Roberta Kamyszka, a na koniec... kontuzja jednego z głównych arbitrów. Oba zespoły miały szansę na zwycięstwo w regulaminowym czasie, ale najpierw Maciej Pilitowski wpadł w rywala, a tuż przed syreną Mateusz Góralski "złapał" Miljana Ivanovicia na faul ofensywny.

O sukcesie MKS-u zadecydowały detale, dokładniej przestrzelony rzut karny przez Rafała Krupę. Wszystkie próby kaliszan znalazły drogę do siatki.

SPR Stal Mielec - Energa MKS Kalisz 23:25 k. 3:5 (15:13)

Stal: Wiśniewski (3/7 - 43 proc.), Andjelić (4/23 - 17 proc.) - Wilk 5, Monczka 4/1, Ivanović 4, Wojdak 2, Krycki 2, Wołyncew 2, Kornecki 2, Chodara 1, Krupa 1, Petrović, Mochocki, Janyst, Nowak
Karne: 1/1
Kary: 12 min. (Petrović - 4 min., Monczka, Krycki, Wołyncew, Krupa - po 2 min.)

Energa MKS: Zakreta (8/24 - 33 proc.), Krekora (7/14 - 50 proc.) - Adamski 6, Szpera 4, Góralski 4/2, Krępa 3, Makowiejew 2, Misiejuk 1, Kus 1, Czerwiński 1, Kamyszek 1, M. Pilitowski
Karne: 2/3
Kary: 10 min. (Kus - 6 min., Krępa, Misiejuk - po 2 min.)
Czerwone kartki: Kus - z gradacji, Kamyszek - za faul

Komentarze (1)
avatar
Józef Czaszkiewicz
18.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kary dla Mateusza z kapelusza :) Polscy sędziowie powinni się udać (na koszt ZPRP) na szkolenie do Niemiec, albo popatrzeć w TV, jak się sędziuje w Europie!