Koronawirus. Piłkarze ręczni wyśmiewają propozycję EHF. "Ktoś sobie zrobił prima aprilis"

WP SportoweFakty / Krzysztof Betnerowicz / Na zdjęciu: Dragan Gajić
WP SportoweFakty / Krzysztof Betnerowicz / Na zdjęciu: Dragan Gajić

Zawieszenie europejskich pucharów na dwa miesiące, wznowienie ich w czerwcu, a potem finały w... sierpniu, czyli już po zakończeniu obecnego sezonu. Piłkarze ręczni uważają, że europejska federacja stroi sobie z nich żarty.

- Prima aprilis? - to Słoweniec Vid Kavticnik, który niejedno w piłce ręcznej widział. - To jest po prostu głupie, na wiele sposobów - Duńczyk Rasmus Lauge Schmidt. Jego kolega z kadry, inna gwiazda piłki ręcznej Mikkel Hansen: - To trudne puzzle do poskładania, ale rozwiązania nie wydają się dobrze przemyślane.

Takie opinie można wyliczać w nieskończoność. Szczypiorniści są oburzeni, że federacja zamierza igrać z ich zdrowiem, nie tylko ze względu na koronawirusa.

Z powodu pandemii, co zrozumiałe, wszystkie europejskie rozgrywki zostały zawieszone na dwa miesiące. EHF nie zdecydowała jednak o ich zakończeniu, a zaproponowała alternatywne terminy. Wszystko układa się jednak w mocno abstrakcyjny scenariusz.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Zacznijmy od tego, że zawodnicy musieliby przez ponad miesiąc pozostawać w gotowości startowej, by potem przejść cykle treningowe. - w przypadku najlepszych na kontynencie przed czerwcowymi spotkaniami fazy TOP 16 i ćwierćfinałami Ligi Mistrzów. Fizjoterapeuci zwracają uwagę, że to proszenie się o plagę kontuzji, poza tym pandemia koronawirusa na świecie nie wygaśnie ot tak, w ciągu miesiąca, dlatego odrębną kwestią pozostaje bezpieczeństwo graczy.

Jakby tego było mało, to jeszcze większym absurdem byłyby składy zespołów w trakcie Final4 Ligi Mistrzów. Kontrakty wygasają 30 czerwca, wielu zawodników od lipca będzie związanych z nowymi pracodawcami. EHF, jak gdyby nigdy nic, zaproponował sierpniowy termin rywalizacji finałowej.

Paradoksów jest mnóstwo. Blaż Janc mógłby wywalczyć awans do Final4 z VIVE, a w jego trakcie być związany... z Barceloną. Sander Sagosen z PSG porozumiał się już z THW Kiel, Rodrigo Corrales przejdzie z PSG do Veszprem, z Picku odejdzie Borut Mackovsek, itd. Oliwy do ognia dolał jeszcze prezydent EHF Michael Wiederer, który w rozmowie z handball-world stwierdził: - Regulamin rozgrywek zakłada, że zawodnik jest uprawniony do gry dla tego klubu, z którym jest związany, gdy rozgrywany jest dany mecz.

Ta wypowiedź rozwiewa wątpliwości, sierpniowy Final4 Ligi Mistrzów (a także wrześniowy turniej Ligi Mistrzyń) odbywałby się w oparach absurdu. - Mam rozumieć, że zakwalifikuję się do Final4, a potem zasiądę w domu przed telewizorem, patrząc na mój "były" klub? - zapytał Dragan Gajić, który po sezonie 2019/20 zamieni Veszprem na francuskie Limoges. - To czyste szaleństwo. Miesiąc w domu, a potem mecze w Lidze Mistrzów? - dodał.

Rozwiązania są irracjonalne, trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywne głosy ze strony zawodników. EHF ma czas do maja na wycofanie się ze swoich propozycji. W obecnej sytuacji, przy tak dużym sprzeciwie, dokończenie rozgrywek w europejskich pucharach wydaje się niemożliwe. Chociaż, władze piłki ręcznej nie raz stawiały na swoim i za nic miały sprzeciw klubów.

ZOBACZ: Piłce ręcznej grozi paraliż?
ZOBACZ: Koronawirus uderzy graczy Barcelony po kieszeni

Źródło artykułu: