Zespołowy sukces Zagłębia Lubin. Maciej Tokaj: Nikt u nas nie gwiazdorzy

PAP / Jan Karwowski / Na zdjęciu: Maciej Tokaj (z prawej)
PAP / Jan Karwowski / Na zdjęciu: Maciej Tokaj (z prawej)

- Podczas naszej rozmowy przed rokiem powiedziałem, że wrócę silniejszy. I wydaje mi się, że jestem silniejszy zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym - mówi Maciej Tokaj, kapitan Zagłębia Lubin i najlepszy gracz grudnia w Superlidze.

[b]

Bartek Choinkowski, WP SportoweFakty: Jak minęły święta najlepszemu graczowi grudnia PGNiG Superligi?[/b]

Maciej Tokaj, rozgrywający Zagłębia Lubin: Spokojnie, w rodzinnym gronie. Wreszcie mieliśmy trochę odpoczynku, w grudniu ten maraton grania dał się we znaki chyba każdemu zespołowi. Dostaliśmy sporo wolnego, bo aż 3 tygodnie. Oczywiście każdy dostał indywidualną rozpiskę z zajęciami, ale znalazł się czas i na odpoczynek, i na trening.

Miał pan z Zagłębiem świetną końcówkę roku, pięć zwycięstw w pięciu meczach, 7. miejsce w tabeli ze stratą tylko jednego punktu do piątego miejsca i aż 8 punktami przewagi nad strefą spadkową. Czy można już mówić o sukcesie, czy jest to wynik przez was oczekiwany?

Stawialiśmy sobie, że naszym głównym celem na ten sezon jest znalezienie się w czołowej ósemce. Liga bardzo mocno się przetasowała, część zespołów, które w ostatnich latach były w tej ósemce, teraz są niżej. Wydaje mi się, że dobrze wykorzystaliśmy naszą szansę, gramy konsekwentnie i możemy to rozpatrywać jako sukces w ramach oczekiwanego rezultatu, jako cel, który faktycznie udaje się nam do tej pory realizować.

Tak jak mówisz, mamy punkt straty do piątego miejsca, to jest coś, co nas satysfakcjonuje. Możemy dzięki temu spokojnie "zimować", ale wciąż musimy patrzeć na to, co jest za nami i przed nami. Terminarz w tym sezonie ułożył się tak, że te 5 zwycięstw odnieśliśmy z drużynami będącymi w naszym zasięgu. W szatni otwarcie mówimy, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym, może z wyjątkiem zespołów z Kielc i Płocka, ale takie drużyny, jak MMTS Kwidzyn, Grupa Azoty Tarnów czy Wybrzeże Gdańsk to są kluby, które walczą z nami o tę topową 8 i to było dla nas bardzo ważne, żeby te bezpośrednie starcia wygrać. Każde z nich było o  "6 punktów". Dzięki temu, że udało nam się w tych spotkaniach zwyciężyć, zbudowaliśmy różnicę punktową. Dlatego jak najbardziej możemy być zadowoleni z tego grudnia, ale jesteśmy świadomi, że przed nami też bardzo dużo ciężkiego grania. Już na przełomie stycznia i lutego mamy trzy bardzo ważne spotkania i jeżeli uda nam się wygrać każde z nich, to zrobimy bardzo duży krok do tego, żeby być w tej górnej ósemce.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Warto doceniać inne dyscypliny

W czym tkwi sekret Zagłębia? Przed sezonem nie byliście stawiani w gronie kandydatów do ośmiu najlepszych drużyn ligi.

Absolutnie, tak naprawdę przed sezonem wielu dziennikarzy i obserwatorów wymieniało nas jako jednego z głównych kandydatów do spadku. Zawsze patrzę na sukces drużyny jako składową wielu elementów. Na to, żeby drużyna grała dobrze, musi naprawdę złożyć się wiele rzeczy, od atmosfery przez zaufanie do trenera, odpowiednie przygotowanie, zarówno fizyczne, jak i taktyczne - jest wiele czynników, które w ostatecznym rozrachunku składają się na dobry wynik. Wydaje mi się, że w tym sezonie atmosfera w zespole jest bardzo dobra, konsekwentnie realizujemy założenia taktyczne i powoli przynosi to efekty.

Udaje nam się wygrać dość dużo końcówek, co może zaskakiwać. Mamy przecież młody zespół, dużo mniej doświadczony niż chociażby kluby ze Szczecina czy Głogowa, a często te kluczowe momenty udawało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść. Wydaje mi się, że w dużej mierze jest to uzależnione od naszego stylu, czyli ciągłej gry do przodu, opartej na bieganiu. Bardzo często przynosi to duże korzyści, ale potrafi też tworzyć dużo błędów. Patrząc jednak na nasz terminarz i na to, jak niektóre mecze udawało się rozstrzygać, to bardzo często do 45. minuty prowadziliśmy wyrównaną grę, ale w tych ostatnich 10-15 minutach potrafiliśmy przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

Wydaje mi się, że właśnie ten nasz szybki styl gry oraz to, że nigdy nie zwieszamy głowy i zawsze gramy do samego końca sprawia, że te mecze udaje nam się wygrywać.

Czytaj także: Kim Rasmussen zwolniony!

Przed sezonem odeszło od was także kilku ważnych zawodników, jak Dawid Dawydzik, Jakub Skrzyniarz czy Krystian Bondzior.

To na pewno były bardzo duże osłabienia, widzimy, jak fajnie sobie radzi Bondzior w Górniku czy Dawydzik w Azotach. Są to zawodnicy, którzy mogliby nas wynieść na jeszcze wyższy poziom, ale ci, którzy przyszli, a są to gracze często z 1. ligi, radzą sobie bardzo dobrze, świetnie wkomponowali się w zespół. Głęboko wierzę, że jeśli dalej będziemy się rozwijać, to na koniec sezonu znajdziemy się w czołowej ósemce.

Dużo pan mówi o zaufaniu do trenera, atmosferze - jak wygląda współpraca z Bartłomiejem Jaszką jako trenerem i zawodnikiem, który przez wiele lat grał w Bundeslidze? Czy jego doświadczenie z gry w Niemczech faktycznie ma takie duże znaczenie?

Ma, zdecydowanie. Gdybym jednym słowem miał określić trenera Jaszkę to byłoby to "wymagający". Wymaga od nas bardzo dużo, zarówno na treningu, jak i poza nim. To nie chodzi tylko o to, żeby przyjść na półtorej godziny na halę i porzucać sobie piłką, ponieważ to jest tylko ułamek tego, co my robimy. Praca zaczyna się już od przygotowania wideo, przygotowania fizycznego i sądzę, że to stoi u nas na wysokim poziomie. Mamy zespół młodych zawodników, którzy wiedzą, czego chcą i konsekwentnie do tego dążą i to mi się w Zagłębiu bardzo podoba.

Wracając do trenera Jaszki, to faktycznie jest tak, że jeżeli ktoś spędził sporo czasu grając na najwyższym poziomie, ma wiedzę merytoryczną i potrafi ją przekazać, to odbija się to zarówno na indywidualnych występach poszczególnych zawodników, jak i na całej drużynie. Personalnie może nie mamy najmocniejszego zespołu w lidze, ale jesteśmy silni jako drużyna, co wynika z tego, że potrafiliśmy zaimplementować przekazywany przez trenera system grania, który ma podkreślać nasze mocne strony i tuszować te słabsze. To jest bardzo ważne - solą piłki ręcznej są umiejętności indywidualne, ale można naprawdę wiele rzeczy ukryć, jeżeli gra się w odpowiednim systemie.

A nazwałby pan siebie już liderem Zagłębia? Ostatnia seria zwycięstw to w dużej mierze pana zasługa, a w waszej drużynie można już uznać pana za jednego z bardziej doświadczonych graczy.

Liderem bym siebie nie nazwał. Bycie kapitanem oraz pozycja środkowego rozgrywającego sprawiają, że moja rola w zespole jest bardzo ważna. Należy jednak zauważyć, że nasza filozofia grania zakłada równomierne rozkładanie się bramek na całą drużynę, a naszym głównym atutem ma być gra zespołowa. I choć można to usłyszeć w niemalże każdym zespole, to w Zagłębiu do tego dążymy. Jeżeli każdy dołoży swoją cegiełkę do sukcesu, to jesteśmy o te kilka procent lepsi. I my tak na to patrzymy, bo piłka ręczna jest sportem drużynowym.

W tym sezonie została powierzona mi funkcja kapitana, staram się wykonywać ją jak najlepiej, ale na boisku wszyscy jesteśmy równi i to pokazuje rotacja w naszym zespole. W wielu zespołach w naszej lidze przez 60 minut gra 8 lub 9 zawodników i na tym koniec; u nas tego nie ma, tak naprawdę gra każdy i wydaje mi się, że to też jest fundamentalny element naszej postawy w tym sezonie. Gramy zespołowo, nikt u nas nie "gwiazdorzy", każdy stara się dokładać coś od siebie.

Jest pan w Zagłębiu już drugi sezon, ale cały poprzedni rok stracił pan przez kontuzje. Czy to, że był pan już wcześniej członkiem zespołu, ułatwiło wejście do drużyny, bo już pan znał schematy, czy raczej utrudniło, bo nagle został pan wybrany jako mózg drużyny, chociaż niewiele pan grał?

Z perspektywy sportowej zeszły rok był dla mnie fatalny. Nie wystąpiłem w żadnym oficjalnym spotkaniu i nie ma co ukrywać, że sportowo się nie rozwinąłem. Zmieniło się za to moje podeście, bo w momencie, w którym spotyka cię bardzo ciężka kontuzja, to zaczynasz inaczej patrzeć na różne elementy sportu, zaczynając od żywienia i suplementacji, poprzez kwestie mentalne aż po sam trening.

Wracając do pytania - wydaje mi się, że pomogło, bo cały czas byłem z boku, ale razem z drużyną, byłem w stanie poznać każdego zawodnika indywidualnie. Dzięki temu znałem nasze zagrywki, schematy, wiedziałem, czego się można spodziewać. Początek był dla mnie bardzo trudny, bo po tak długiej kontuzji potrzeba trochę czasu, ale to, że nie musiałem przyswajać taktyki na nowo, było bardzo dużym plusem.

A miał pan przed tym sezonem myśli, żeby skończyć z piłką ręczną i zacząć inny rozdział swojego życia?

Nie ukrywam, że tak. Każdy sportowiec, który doznał ciężkiej kontuzji, zaczyna się zastanawiać. Dla niektórych jest to bodziec, żeby coś zmienić w swoim życiu - może twój organizm daje ci znać, że to są za duże obciążenia. Ja również miałem takie myśli, zastanawiałem się, czy będę w stanie wrócić, a jeżeli tak, to czy będę w stanie wrócić do takiego poziomu, który będzie mnie satysfakcjonował. Uważam, że każdy sportowiec powinien stawiać sobie cele i w momencie, w którym bym widział, że nie jestem w stanie ich spełnić, powrót byłby bez sensu. Ale po długich rozważaniach dałem sobie jeszcze ten rok, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądać i nie żałuję tej decyzji.

Podczas naszej rozmowy przed rokiem powiedziałem, że wrócę silniejszy. I wydaje mi się, że jestem silniejszy zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym. Świadomość zawodnika odnośnie przygotowania fizycznego wzrasta niebywale, gdy musi dojść do siebie po kontuzji. Zeszły sezon jednak już skreślam bardzo grubą kreską, jestem pewien, że ciężkie kontuzje nie będą się już mnie imały.

Obecne rozgrywki będą najprawdopodobniej pana pierwszym pełnym sezonem w Superlidze, mimo czterech lat gry na tym poziomie. Wcześniej występował pan w Górniku Zabrze przez dwa lata, ale tego okresu też chyba nie będzie pan za dobrze wspominał?

Patrząc na swój epizod w Zabrzu uważam, że trafiłem tam troszeczkę za szybko. Przychodziłem tam jako zawodnik z zespołu pierwszoligowego, gdzie łączyłem granie ze studiami, więc przeskok był bardzo duży. Ciężko mi się było odnaleźć w nowej drużynie, gdzie w pierwszej lidze byłem liderem i trafiłem do jednego z najlepszych zespołów w Superlidze. Niemniej jednak uważam, że tak naprawdę w Zabrzu nigdy nie dostałem prawdziwej szansy, żeby pokazać swoje umiejętności. Przez te dwa lata nigdy nie czułem tej kluczowej dla sportowca pewności siebie, co również przekładało się na moje występy. Z powodu wielu czynników nie był to czas, w którym mogłem maksymalnie wykorzystać swój potencjał. Więc tak, można tak powiedzieć, że to pierwszy sezon, w którym mogę się wykazać, kiedy mam na sobie ciężar odpowiedzialności za wyniki zespołu.

Mówi się, że każdy mecz jest lepszy niż najlepszy trening i to prawda. Gdy się gra, to wtedy faktycznie robi się te kilka kroków do przodu. To jest bardzo ważne, bo łapie się pewność siebie. Na tę chwilę cieszę się, że jestem w Lubinie, że mam dużo okazji do gry, bo tego mi w Zabrzu przez te dwa lata bardzo brakowało - był to też jeden z kluczowych czynników, z powodu których postanowiłem opuścić drużynę Górnika, chociaż miałem ofertę przedłużenia kontraktu, ale bałem się, że znowu nie będę wystarczająco dużo grał.

Kontynuując temat Górnika, pracował pan tam z dwoma trenerami…

Trzema - Jurasik, Skutnik i Trtik.

Nawet z trzema. W ostatnich sezonach mówiło się o zabrzanach, że grają bardzo fajnie w sezonie zasadniczym, ale w play-offach następowało załamanie formy. Odkąd Marcin Lijewski przejął Górnik, mniej dyskutuje się o ich formie, indywidualnych postępach, mimo że grają  naprawdę dobrze. Dużo mówi pan o znaczeniu trenera - jako były zawodnik Górnika myśli pan, że Marcin Lijewski jest tym brakującym elementem układanki?

Myślę, że tak. Wciąż jest jednak bardzo dużo grania. W ostatnich latach Górnik był bardzo wysoko w tabeli na początku sezonu, ale jak przychodziło do kluczowej fazy rozgrywek, to czegoś im brakowało. W tym roku Marcin Lijewski jest chyba w stanie wykrzesać z tej drużyny jeszcze więcej. Widać jego rękę, chociaż nie było rewolucji w ich grze. Górnik wygląda w tym sezonie bardzo dobrze. Grają fajną, konsekwentną piłkę ręczną i są na miejscu, na które w pełni zasługują. To, jak w tym roku Lijewski prowadzi zespół taktycznie i personalnie powoduje, że Górnik jest moim głównym kandydatem do brązowego medalu.

Wcześniej w Zabrzu moim zdaniem brakowało trochę tej rotacji składem i to się odbijało czkawką w meczach fazy play-off, gdzie zawodnicy byli już bardzo zmęczeni. Teraz trener Lijewski dołożył więcej zmian - na każdej pozycji zawodnicy grają po 30 minut. W Zabrzu wciąż występuje wielu moich kolegów i w związku z tym trzymam kciuki za to, aby ominęły ich kontuzje i dalej utrzymywali wysoką formę. Ciężko jest bowiem nie grać przez cały sezon, a potem być rzuconym na głęboką wodę z oczekiwaniem, że będziesz w stanie trzymać równy poziom z tymi, którzy grali cały rok.

To na koniec najgorętszy temat nadchodzących tygodni, czyli ME 2020. Reprezentacja Polski zagra w grupie ze Szwajcarią, Słowenią i Szwecją. Jesteśmy w stanie wygrać jakiś mecz w grupie czy raczej należy zbierać doświadczenie?

Jestem przeciwnikiem tego, żeby traktować ten turniej jedynie jako okazję do zbierania doświadczenia. Uważam, że polska reprezentacja - jakkolwiek zaskakująco to może zabrzmieć - jest w stanie powalczyć z każdym zespołem.

Może zabrzmi to trywialnie, ale jeżeli drużyna będzie dobrze przygotowana, a jestem przekonany, że tak się stanie, będzie mogła powalczyć z każdym z grupowych rywali. Nie da się ukryć, że na papierze Szwedzi i Słoweńcy wyglądają od nas lepiej i są głównymi kandydatami do wygrania grupy, niemniej uważam, że Polska będzie w stanie im się postawić. Z kolei mecz ze Szwajcarią traktuję w kategorii "must win". Nie sądzę, że są zespołem lepszym, z pewnością mają genialnego Andy’ego Schmida, ale naszym celem powinno być wyjście z grupy i pomimo osłabień, jakimi jest brak Tomka Gębali, Pawła Paczkowskiego czy Michała Daszka, głęboko wierzę, że Polacy będą w stanie ten cel osiągnąć.

Jako środkowy rozgrywający, co pan sądzi o pomyśle Patryka Rombla grania Michałem Daszkiem jako playmakerem? To jest coś, co powinniśmy wykorzystywać cały czas, czy powinno być rozwiązaniem na jednorazowe akcje?

Jestem olbrzymim fanem talentu Michała Daszka i uważam, że jest to najbardziej uniwersalny polski szczypiornista, który ma świetne umiejętności indywidualne. Ja pomysł Patryka Rombla rozumiem. Co prawda nie jest to zawodnik, który gra na co dzień na tej pozycji i najprawdopodobniej nie czuje się na tej pozycji w 100 proc. komfortowo, jednak jego umiejętności pozwalają mu grać na środku na bardzo dobrym poziomie. Jest to zatem dobry pomysł, chociaż często krytykowany.

Szkoda, że go nie będzie, teraz ciężar gry będzie musiał spaść na innych zawodników, czyli zapewne Adriana Kondratiuka, Macieja Pilitowskiego, czy też młodego Michała Olejniczaka (wywiad był przeprowadzany przed wyborem kadry na turniej, którą poznasz TUTAJ - przyp. red.). Uważam, że każdy z nich jest w stanie zagwarantować odpowiedni poziom gry, jednak brak Daszka będzie dużym osłabieniem. Trzymam kciuki za naszą reprezentację i za to, żeby wyniki na turnieju były lepsze niż w grach kontrolnych.

Ma pan z tyłu głowy, że może kiedyś dostanie pan telefon od selekcjonera mówiącego "Maciej Tokaj, zapraszam na zgrupowanie"?

Jasne, tak jak rozmawialiśmy, każdy zawodnik powinien stawiać sobie cele. Mówi się bardzo dużo o tym, że na środku rozegrania nie ma za bardzo zawodników, którzy byliby w stanie zagwarantować europejski poziom. Ja nie do końca się z tym zgadzam, ale jest to jeden z moich celów, żeby dostać powołanie do reprezentacji Polski. Aktualnie wracam po bardzo długiej kontuzji, gram bardzo krótko, więc mam jeszcze długą drogę przed sobą, ale jeżeli pojawi się taki telefon, to oczywiście będę bardzo zadowolony. Będę do tego dążył ciężką pracą i mam nadzieję, że jeszcze lepszymi występami w Zagłębiu.

A kto zostanie mistrzem Europy?

Myślę, że Duńczycy.

Obserwuj autora na Twitterze!

Źródło artykułu: