Od około pół roku Bjarte Myrhol narzekał na bóle brzucha, odwiedzał szpital, bez wielkiego efektu przyjmował antybiotyki. Jak się potem okazało, powodem dolegliwości były zapalenie uchyłków, niewielkich uwypukleń w obrębie ściany jelita. Nieodzowna okazała się operacja w trybie pilnym, ale na tym nie koniec.
Norweg zdradził w rozmowie z portalem swojego klubu (Skjern Handbold), że to tak właściwie działanie doraźne. Poważniejszą operację przełożono na luty, do czasu wygojenia obecnego stanu zapalnego. Wówczas chirurdzy usuną 20-25 centymetrów jelita. Nim jednak Myrhol położy się na stole i rozpocznie kilkutygodniową pauzę, weźmie udział w ME 2020.
- Czułem się, jakbym grał najgorszy sezon w mojej karierze. Było ciężko pod względem fizycznym i psychicznym, musiałem wszystko budować od nowa. Po rozpoczęciu antybiotykoterapii byłem całkowicie wyczerpany, mogłem tylko patrzeć na moich kolegów z drużyny budujących formę, kiedy ja walczyłem, by w ogóle dotrzymać im kroku - zdradził Norweg.
ZOBACZ WIDEO: "Druga Połowa". Legia Warszawa bez konkurentów w Polsce? "Ostatnie wyniki są spektakularne"
Obrotowy jest legendą piłki ręcznej w swoim kraju. W 2011 roku zdiagnozowano u niego nowotwór jądra. - Pięć dni w szpitalu, po cztery godziny dziennie. Później trzy dni przerwy i kolejny tydzień na oddziale. Najgorszy był szum w uszach i bóle w klatce piersiowej - opowiadał w rozmowie z "Der Spiegel" (CZYTAJ WIĘCEJ).
Po trzech miesiącach, ku zdziwieniu wszystkich, postanowił, że wróci na parkiet. W Rhein-Neckar Loewen był uwielbiany, po odejściu w 2015 roku klub zastrzegł jego numer. Myrhol grubo po trzydziestce utrzymuje się w czołówce europejskich kołowych, dwa razy z rzędu poprowadził Norwegów do srebra MŚ, będąc przy okazji uznanym najlepszym obrotowym turnieju.