Na niecałe dwa miesiące przed meczem Związek Piłki Ręcznej wywrócił wszystko do góry nogami. Mozolnie budowana przez 1,5 roku i stale odmładzana kadra Piotra Przybeckiego przestała istnieć, stery przejął Patryk Rombel i wprowadził własne porządki. Nie zdecydował się na drastyczne zmiany, ale widać, że ma inne spojrzenie na niektóre sprawy. Zrezygnował z niektórych graczy, postawił m.in. na Macieja Pilitowskiego, "swojego" człowieka z Kwidzyna, który wie, czego Rombel oczekuje od środkowego. W odwodzie czekają Michał Daszek czy Przemysław Krajewski, z naciskiem na tego pierwszego. Obaj za kadencji Przybeckiego byli rzadko wykorzystywani w tej roli (albo wcale). Pilitowski jeszcze nigdy nie wystąpił w spotkaniu o stawkę.
Tak naprawdę Rombel zbuduje zespół metodą prób i błędów, poeksperymentuje na żywym organizmie. Jego debiut przypadnie w meczu eliminacyjnym, z czwartą drużyną świata, opartą na czołowych zawodnikach Bundesligi. Nie było przymiarek w sparingach, Biało-Czerwoni trenowali blisko tydzień, jednak raptem dwukrotnie w pełnym składzie. Zupełnie nie wiadomo, czego spodziewać się po kadrze i czy w ogóle Rombel zdążył nadać grupie oczekiwany przez siebie kształt.
Realia są takie, a nie inne. Niemcy, choć nadal z zawodnikami na dorobku, od 2016 roku grają w podobnym zestawieniu. Dagur Sigurdsson odmłodził skostniały zespół, Christian Prokop dołożył swoje trzy grosze. W składzie na mecz z Polakami znalazło się 11 zawodników, którzy w sierpniu 2016 roku pokonali naszych szczypiornistów i zdobyli olimpijski brąz. Byłoby ich więcej, gdyby nie kontuzje.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy Grosicki to zawodnik na Premier League? "Liga musi go zweryfikować"
Minęło 2,5 roku. U Niemców czas się zatrzymał, dla Biało-Czerwonych jakby minęła epoka. Odeszła generacja gwarantująca emocje i medale, została wyrwa pokoleniowa i ledwie czterech uczestników igrzysk. Kadra B zmieniła szyld, wsparta tym ogranymi (Daszek, Chrapkowski, Krajewski czy Syprzak) poszła o szczebel wyżej. Oczekiwania pozostały wygórowane, dlatego tak trudno było przejść do porządku dziennego z odpadnięciem w prekwalifikacjach MŚ 2019, a szczególnie z irracjonalną kleską w Izraelu.
Celem Rombla jest wyprowadzenie kadry na prostą w eliminacjach i awans do ME 2020, na które przy zwiększonej liczbie uczestników ponoć nie da się nie awansować. Meczem półrocza (najbliższych dwóch lat?) będzie czerwcowy rewanż z Izraelem w Płocku. Realnie patrząc, jeśli cokolwiek uda się ugrać w kwietniowym dwumeczu z Niemcami, to kadrowicze i trener monstrualnie urosną w oczach kibiców.
- Są właściwie kompletni, zagrali kolejny turniej w podobnym składzie. Nie skupiamy się na słabych stronach Niemców, szukamy dla siebie szansy, by jako kolektyw spróbować się przeciwstawić - komentuje Rombel.
Komu jak komu, ale Niemcom, otrzaskanym z atmosferę Bundesligi, nogi nie zmiękną, choć ok. 10 tys. kibiców w Gliwicach może zrobić wrażenie. Taka frekwencja to swego rodzaju zaskoczenie, szczególnie biorąc pod uwagę wyniki i atmosferę wokół kadry. Okoliczności zwolnienia Piotr Przybecki były bulwersujące, do tej pory nie poznaliśmy ostatecznej wersji wydarzeń. Zebranie Rady Trenerów, która rzekomo wydała zarządowi ZPRP negatywną opinię w sprawie łączenie pracy w reprezentacji i niemieckim drugoligowcu z Lubeki, tak naprawdę nie miało miejsca. Prezes Andrzej Kraśnicki odniósł się do tematu tylko w lakonicznym wystąpieniu. A szkoda, bo takie zachowanie jeszcze dolało oliwy do ognia.