Takie mecze to ozdoba rozgrywek. Takie mecze to prawdziwe widowiska. Takie mecze to walka od pierwszej do ostatniej minuty - bez odpuszczania, bez wymówek. Święto piłki ręcznej. Szczypiorniści PGE VIVE i Vardaru zaprezentowali pełnię swoich możliwości, chociaż nie brakowało też niezrozumiałych decyzji, brutalnych fauli i nieskutecznych zagrań.
Na początku drugiej połowy ze święta został jedynie chaos. Kłótnie na parkiecie, kłótnie przy stoliku sędziowskim i na ławkach obu drużyn, a na dodatek arbitrzy kompletnie nie panujący nad tym, co dzieje się na parkiecie. Wzajemne pretensje i kłótnie. Jeśli ktoś miał wątpliwości, od tej chwili stało się jasne - walka w tym meczu szła na noże.
Starcie zaczęło się mocnego uderzenia gospodarzy. Kielczanie zapowiadali, że muszą grać niezwykle mądrze i skutecznie w ataku, bo najsilniejszą bronią ich rywali są kontrataki. Widać było, że żółto-biało-niebiescy już od pierwszych minut mocno trzymają się tej zasady. Chociaż kilka razy byli blisko popełnienia błędu, czujna gra uchroniła ich od strat. Fantastycznie mistrzowie Polski rozpoczęli nie tylko w ataku, ale przede wszystkim w obronie. Już na starcie Vladimir Cupara kilka razy doprowadził rywali do szewskiej pasji - był wszędzie, skopijczykom nie pomagały zwody ani sztuczki techniczne. Pierwsze trafienie zdobyli zresztą, gdy Serba nie było na boisku - rzutem na pustą bramkę wynik dla Vardaru otworzył Timur Dibirow.
Gdy Macedończycy wreszcie odnaleźli się w Hali Legionów, gracze Tałanta Dujszebajewa mieli już wypracowaną przewagę czterech trafień. O spokojnym kontrolowaniu wyniku jednak nie mogło być mowy - przyjezdni ostro wzięli się do pracy. Grali twardo, momentami nawet na granicy brutalności. Już na początku czternastej minuty z parkietu wyleciał Vuko Borozan. Czarnogórzec w bezpardonowy sposób próbował zatrzymywać Michała Jureckiego - skończyło się na uderzeniu w twarz i czerwonej kartce dla obrońcy.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: MMTS postraszył PGE VIVE w pierwszej połowie. Nie zabrakło efektownych akcji [WIDEO]
Pościg za wynikiem okazał się skuteczny jedynie połowicznie - tuż przed przerwą Macedończycy zdołali zmniejszyć straty do jednego trafienia, ale ostatnią akcję pierwszej połowy przypłacili dwiema minutami kary dla Stojancze Stoiłowa.
Ostro zrobiło się jednak, gdy obie drużyny wyszły z szatni. Zamieszanie rozpoczęło się, gdy Alex Dujshebaev zgłosił pretensje do zawodników Vardaru. Według niego rywale zatrzymywali go nieprzepisowo. To Hiszpan ucierpiał jednak w tej sytuacji najbardziej, bo to on ujrzał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Festiwal nieporozumień trwał, sytuacja mocno się zaogniła, a konflikt cały czas wisiał w powietrzu.
Kielczanie na trudną sytuację zareagowali najlepiej jak mogli. Błyskawicznie rzucili się do ataku i pozostawili rywali kompletnie bezradnych. Podobno nikt tak nie zbliża jak wspólny wróg. Było to widać na boisku - żółto-biało-niebiescy stworzyli prawdziwy monolit i szybko odskoczyli na pięć bramek.
Skopijczycy próbowali zrywów, ale na tak nakręconych mistrzów Polski nic już nie działało. Ostatecznie żółto-biało-niebiescy zwyciężyli 31:27.
Liga Mistrzów, 5. kolejka:
PGE VIVE Kielce - Vardar Skopje 31:27 (16:15)
PGE VIVE: Cupara, Ivić - Jurecki 6, A. Dujshebaev 3, Aguinagalde 1, Jachlewski 2, Janc 2, Lijewski 1, Moryto 5, Cindrić 8, Fernandez 1, D. Dujshebaev, Karalek 2.
Karne: 3/4.
Kary: 14 min. (Jurecki, A. Dujshebaev, Lijewski, Cindrić, Fernandez, D. Dujshebaev, Karalek - po 2 min.).
Czerwona kartka: A. Dujshebaev (35 min.).
Vardar: Milosavljev - Stoiłow 3, Popowski, Kristopans 2, Karacić 3, Skube 6, Kałarasz, Cupić 1, Dibirow 6, Sziszkariew 4, Borozan 1, Vojvodić, Kiesielew 1, Miszewski.
Karne: 1/2.
Kary: 10 min. (Stoiłow, Kałarasz - po 4 min., Borozan 2 min.).
Czerwona kartka: Borozan (14 min.).