O drugich trzydziestu minutach sobotniego pojedynku puławianie chcieliby pewnie jak najszybciej zapomnieć. Przez cały ten okres zdobyli zaledwie sześć bramek, pudłując między innymi dwa karne. Zawodnicy Azotów zrobili bohatera z bramkarza Nafciarzy Adama Morawskiego, który zbyt często zatrzymywał ich rzuty. - Mieliśmy wyjść na drugą połowę skoncentrowani i walczyć do samego końca - żałował Jurecki.
Coś jednak w puławskim mechanizmie wyraźnie nie trybiło. - Był duży problem w ataku pozycyjnym. Gdy dochodziliśmy to pewnych sytuacji rzutowych, a takich było na początku kilka, to Morawski świetnie bronił. To zdecydowało o "odjeździe" Wisły, a my trochę się pogubiliśmy. Ostatnie minuty chwały nam nie przynoszą - powiedział kapitan siódemki z Lubelszczyzny. - Pozostaje nam więc tylko przeprosić za to kibiców i wierzyć, że w następnym meczu będzie lepiej - dodał samokrytycznie.
Szansa na rehabilitację już w środę. Azoty podejmą NMC Górnika Zabrze. Spotkanie pierwszej rundy zakończyło się wygraną zabrzan 36:34. - Bardzo dobrze, że tak szybko będziemy mogli zrehabilitować się za porażkę w Płocku, grając przed własną publicznością. Chcemy podnieść się przed ważnym meczem pucharowym (z Wecker Thun w niedzielę) i zmazać plamę po porażce z Górnikiem w pierwszej rundzie.
Szwajcarski rywal w debiutanckim pojedynku Pucharu EHF, wspominany Wacker Thun, też do słabeuszy nie należy. - Grają bardzo dobrze w swojej lidze, są na pierwszym miejscu w tabeli. Wyprzedzili Kadetten Schaffhausen, które gra w Lidze Mistrzów. Mają kilku zawodników, którzy grają w swoich kadrach narodowych. Zresztą cała grupa jest wymagająca - zauważył Jurecki.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: błyskotliwy Kamil Ciok. KPR Legionowo z bezcennym zwycięstwem