Ogromne emocje w "świętej wojnie": Zdecydowało doświadczenie i zimne głowy

Materiały prasowe / CHROBRY GŁOGÓW / ARTUR STARCZEWSKI / Na zdjęciu: Piotr Przybecki
Materiały prasowe / CHROBRY GŁOGÓW / ARTUR STARCZEWSKI / Na zdjęciu: Piotr Przybecki

Miała być wojna. I była. Orlen Wisła kolejny raz nie była jednak w stanie powstrzymać szczypiornistów PGE VIVE. Kielczanie zdecydowanie lepiej poradzili sobie w kryzysowym momencie i zwyciężyli 31:30.

Znów prawdziwe okazało się stwierdzenie, że nieważne, z jakimi problemami zmagają się zespoły z Kielc i Płocka, w jakiej są formie i jak im się wiedzie w innych starciach, w meczu przeciwko sobie po wyjściu na parkiet liczy się tylko, by pokonać odwiecznego rywala.

Nafciarze w ważnych pojedynkach radzą sobie ostatnio słabo, ale pierwszą w tym sezonie "świętą wojnę" zaczęli od niezwykle mocnego uderzenia i błyskawicznie wyszli na prowadzenie. Na przestrzeni całego spotkania nie dali się zdominować mistrzom Polski i do ostatniej syreny walczyli z nimi jak równy z równym. Kolejny raz czegoś im jednak zabrakło. Iskry, chwili przebłysku. - Chciałbym pogratulować zespołowi z Kielc. Wytrzymali końcówkę, a mecz był pełen walki. Niestety nam się nie udało utrzymać dwubramkowej przewagi w ostatnich minutach. Może zabrakło nam doświadczenia i zimnej głowy, i dlatego przegraliśmy - zastanawiał się rozgrywający Orlen Wisła, Tomasz Gębala.

Dokładnie takie same powody swojej wygranej wymieniali szczypiorniści PGE VIVE. - Najbardziej pozytywną rzeczą jest nasze zwycięstwo. Bardzo się cieszymy, że udało nam się rozstrzygnąć końcówkę na naszą korzyść, mimo że mecz był niezwykle wyrównany praktycznie przesz sześćdziesiąt minut. Mieliśmy trochę więcej szczęścia i może doświadczenia w ostatnich minutach, zachowaliśmy więcej zimnej krwi i z tego jesteśmy bardzo zadowolenie. Coraz lepiej czujemy się na parkiecie, coraz lepiej funkcjonujemy jako drużyna i mam nadzieję, że taką tendencję będziemy utrzymywać w kolejnych spotkaniach - powiedział rozgrywający żółto-biało-niebieskich, Mariusz Jurkiewicz.

Wiślacy postawili kielczanom trudne warunki, świetne zawody rozgrywał Valentin Ghionea, a w ważnych momentach swoje dokładali także bramkarze.  - Oba zespoły zagrały na niezwykle wysokim poziomie. Były wiele momentów dobrej piłki ręcznej, obie drużyny grały bardzo szybko, zarówno w obronie, jak i ataku. Mieliśmy więcej szczęścia. Gratuluję moim chłopakom, że nawet, gdy przegrywaliśmy dwiema bramkami, to zachowali zimne głowy i w efekcie wynik jest pozytywny dla nas - cieszył się trener Tałant Dujszebajew.

Nafciarze wciąż czekają na przełamanie złej passy i zwycięstwo z kielecką siódemką. Chociaż w środę było bardzo blisko, wciąż się nie udało. - Chcieliśmy i być może zasłużyliśmy w końcówce na trochę więcej, ale musimy kończyć sytuacje w przewadze. Można dyskutować o różnych, kontrowersyjnych decyzjach, ale ostatecznie to my sami jesteśmy sobie winni, że w ostatnich dziesięciu minutach nie udało nam się przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść. Spowodowane to było tym, że chłopaki się "wyjechali". Serdecznie im za to dziękuję, bo widać było ogromne zaangażowanie, serce na boisku i to jest to, co Wisła powinna grać na takim poziomie z tego typu rywalem - zakończył trener Piotr Przybecki.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: królowie kontrataków. Tak Orlen Wisła Płock rozbiła Zagłębie Lubin

Źródło artykułu: