Tuż przed meczem okazało się, że w szeregach ekipy z Flensburga zabraknie Rasmusa Lauge Schmidta. Duńczykowi urodziło się dziecko i w niedzielę rano wrócił do domu. Dla gości to było spore osłabienie - rozgrywający jest najskuteczniejszym zawodnikiem tegorocznych rozgrywek DKB Handball Bundesligi i zajmuje szóstą lokatę w klasyfikacji najlepszych strzelców Ligi Mistrzów.
Jego koledzy za punkt honoru postawili sobie pokazanie, że bez niego też są świetną drużyną. Zaczęli od mocnego uderzenia i już po chwili prowadzili dwiema bramkami. Kielczanie błyskawicznie doprowadzili do remisu, ale w kolejnych minutach na boisku było sporo chaosu i niedokładności.
Oba zespoły miały problemy ze zdobywaniem bramek. Wikingowie dlatego, że - po pierwsze w szeregach żółto-biało-niebieskich doskonałe zawody rozgrywał Sławomir Szmal, a po drugie, bo ewidentnie mieli rozregulowany celownik - co rusz obijali słupki, poprzeczkę i bandy. Mistrzowie Polski mieli kłopoty w ofensywie, bo zawodziły ich największe strzelby - Michał Jurecki i Karol Bielecki. Statystyka obu graczy po dwóch kwadransach gry plasowała się na poziomie dwudziestu procent. Sprawy nie ułatwiał jednak Mattias Andersson - Szwed kolejny raz udowadniał, że jest jak wino. Bohaterami w Kielcach byli więc 39-letni bramkarze.
Goście stosowali nietypowy manewr, bo wycofywali bramkarza i grali w siedmiu w ataku. Czasem przynosiło to jednak więcej szkody niż pożytku Gdy kielczanie wypracowali trzy trafienia przewagi i wydawało się, że radzą sobie zdecydowanie lepiej niż rywale, ci rzucili się do ataku i w momencie zniwelowali prowadzenie żółto-biało-niebieskich. Po trzydziestu minutach gry na tablicy wyników Hali Legionów widniał więc remis 10:10.
ZOBACZ WIDEO Tałant Dujszebajew zachwycony: Jestem dumny. To transferowy hit
Rozmowa w kieleckiej szatni musiała być burzliwa. Najważniejszy jest jednak fakt, że była owocna, bo na drugą połowę podopieczni Tałanta Dujszebajewa wyszli niezwykle zmotywowani. Znacznej poprawie uległa przede wszystkim ich dyspozycja w ofensywie. Tylko niespełna czternastu minut potrzebowali, by podwoić swój dorobek z pierwszej części pojedynku.
Wikingom nie szło to tak sprawnie i na kwadrans przed ostatnią syreną mistrzowie Polski mieli już przewagę pięciu trafień. Goście grali konsekwentnie i starali się zniwelować swoje straty. Na szczęście kielecka siódemka miała w swoich szeregach Szmala. Nawet przestój żółto-biało-niebieskich w ataku nie był więc w stanie zagrozić gospodarzom.
Nerwowo zrobiło się dopiero w końcówce, bo przewaga kielczan stopniała tylko do dwóch trafień. Wtedy Lijewski przestrzelił, flensburczycy wykorzystali kontrę. Piłka była w rękach mistrzów Polski, ale ci mieli ogromne kłopoty z poukładaniem ataku pozycyjnego - ciężar wziął na siebie Jurecki, ale koncertowo zepsuł swój rzut. Goście mieli dziewięć sekund na rozegranie swojej akcji, o czas poprosił Maik Machulla. W ostatniej akcji znów popisał się Szmal, ale nie miał szans na obronę dobitki Mariusa Steinhausera. Wybuch radości Wikingów mówił wszystko. Kielczanie zremisowali wygrany mecz.
Liga Mistrzów, grupa B, 4. kolejka:
PGE VIVE Kielce - SG Flensburg-Handewitt 25:25 (10:10)
PGE VIVE: Szmal, Wałach - Jurecki 3, Bis, Dujszebajew 3, Kus, Aguinagalde, Bielecki 6, Jachlewski 1, Strlek 1, Janc 4, Lijewski 3, Jurkiewicz, Zorman 1, Mamić 1, Djukić 2
Karne: 7/7
Kary: 4 min. (Jurkiewicz, Mamić - po 2 min.)
SG Flensburg-Handewitt: Andersson, Lind - Karlsson, Glandorf 3, Mogensen 2, Wanne 3, Jeppsson 3, Steinhauser 5, Heinl 1, Zachariassen 3, Toft Hansen 1, Mahe 3, Roed 1
Karne: 3/3
Kary: 8 min. (Karlsson, Mogensen - po 2 min., Roed - 4 min.)
Sędziowali: Matija Gubica, Boris Milosević (Chorwacja)
Potrenuj przecinki, bo ciężko się czyta taki nieskrępowany "karabin myśli". Zacznij od przecinków przed "że".
Pozdrawiam. Czytaj całość