Lewoskrzydłowy Azotów w nieco ponad trzy kwadranse trafił 11 bramek, z rzutów karnych zanotował stuprocentową skuteczność (5/5). Lepszego debiutu w nowej drużynie Gumiński nie mógł sobie chyba wymarzyć. - Zupełnie nie myślałem, że ten mecz tak dobrze się dla mnie ułoży. Chciałem jak najlepiej zacząć i udało się, mimo kilku moich błędów w obronie. Sądziłem, że będzie nerwowo i rzeczywiście tak było. Ręce trochę drżały - przyznał.
Mimo to do spółki z Nikolą Prce, rzucając do przerwy po 5 bramek, dźwigali na barkach ofensywę Azotów. Pozostali puławianie zdobyli ich łącznie tylko 3. - Przede wszystkim to koledzy mi podawali. Moje sytuacje bramkowe były wypracowane przez rozgrywających. Chwała im za to, że mnie dostrzegali - stwierdził ten pierwszy.
Występem przeciwko Stali Gumiński przypomniał się selekcjonerowi Biało-Czerwonej reprezentacji Piotrowi Przybeckiemu. Do tej pory z orzełkiem na piersi wystąpił 10 razy. Może więc w tym sezonie uda się "Gumisiowi" zyskać uznanie w oczach nowego trenera. - Nie chcę wybiegać myślami tak daleko w przyszłość. Skupiam się na najbliższym meczu z Piotrkowianinem, a co będzie dalej czas pokaże - ucina dyskusję.
Nie uda mu się za to uciec od porównań ze swoim poprzednikiem na pozycji lewoskrzydłowego w Azotach. Przemysław Krajewski, bo o nim mowa, był jednym z ulubieńców puławskiej publiczności i silnym filarem drużyny. - Przemek jest na zupełnie innym poziomie. Na dzień dzisiejszy to najlepszy skrzydłowy w Polsce, praktycznie bezkonkurencyjny. Nie czas nas porównywać, bo to kawał dobrego zawodnika - przekonywał Gumiński.
ZOBACZ WIDEO: PGNiG Superliga: co za gol! Krzysztof Lijewski zachwycił kibiców