Po raz pierwszy w tym sezonie Orzechowski pojawił się na parkiecie w meczu 1/8 finału Pucharu Polski przeciwko Meblom Wójcik. Ligowy debiut zaliczył zaś kilka dni później z Zagłębiem Lubin. Sobotni mecz z beniaminkiem z Elbląga był z kolei pierwszym, w którym rozgrywający z Puław wpisał się na listę strzelców. Pod koniec pierwszej połowy jego debiutanckie trafienie wywołało aplauz miejscowych kibiców oraz żywiołową reakcję kolegów z ławki rezerwowych. Trzy kolejne bramki padły łupem Orzechowskiego w ostatnich 10 minutach spotkania.
Po kontuzji barku, która wyłączyła go z gry na kilka miesięcy nie ma już śladu. - Jestem w pełni zdrowy - zapewnił. Ma jednak świadomość, że powrót do pełni formy wymaga czasu. - Wiadomo, że po tak długiej przerwie potrzebuje minut spędzonych na boisku. Pewnych rzeczy nie da się wypracować na siłowni czy w gabinecie terapeuty - dodał.
- Operowany bark wymaga intensywniejszych oraz inaczej profilowanych ćwiczeń, niż te, które wykonują pozostali. Przed właściwą rozgrzewką pół godziny poświęcam na rozciągnięcie mięśni w okolicach ramion, pleców i klatki piersiowej - wyjaśnił.
Powrót reprezentanta Polski do pełni formy musi cieszyć władze puławskiego klubu z jeszcze jednego powodu. Niemal pewny transfer innego z kadrowiczów - Rafała Przybylskiego do Francji - sprawi, że właśnie Orzechowskiemu przypadnie w przyszłym sezonie rola jego następcy na prawej stronie rozegrania Azotów. Sam zawodnik nie wybiega jeszcze tak daleko w przyszłość.
- Zupełnie nie myślę o tym czy będę grał sam na swojej pozycji, czy przyjdzie mi z kimś walczyć o miejsce w składzie. Dla sportowca to właśnie rywalizacja jest najlepszym motorem rozwoju i nie da się jej uniknąć, tym bardziej w tak dobrym klubie jak Azoty - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Dublet Carlosa Bacci - zobacz skrót mecz AC Milan - Chievo Werona [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]