Praktycznie od początku Górnik nie miał w tym meczu wiele do powiedzenia. Szybko wzięty przez trenera Ryszarda Skutnika czas, też niewiele zmienił. Daćko w pierwszych trzydziestu minutach niemal w pojedynkę walczył w Azotami. Sześć z dziesięciu bramek całego zespołu ma swoją wymowę. Zwłaszcza jego ostatnie trafienie, zdobyte bezpośrednio z rzutu wolnego, dało chwilę radości podłamanym Ślązakom.
Po meczu nie krył jednak swojego rozczarowania. - Końcowy wynik jest niekorzystny, więc moje bramki nie mają tu znaczenia. To jest sport drużynowy. W tym meczu nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia, a gospodarze byli od nas o klasę, albo dwie lepsi. Nie podjęliśmy rękawicy i przegraliśmy bardzo wysoko - podsumował.
Dziurawa niczym szwajcarski ser obrona zabrzan co raz, dopuszczała do klarownych pozycji atakujących Azotowców. Bramkarze, poza momentami dobrej gry Martina Galii w drugiej połowie, też praktycznie w tym meczu nie istnieli. - Przede wszystkim to nas zawiodło - gra obronna. Trzydzieści cztery stracone bramki to zdecydowanie za dużo, jeśli się myśli o korzystnym wyniku z takim zespołem jak Azoty - przyznał niedawny debiutant w Biało-Czerwonej reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Piszczek: Nauczką był Kazachstan