Co prawda od początku sezonu w dużo lepszej sytuacji w tabeli jest PGE Wybrzeże, jednak po serii porażek zespół znad morza spadł na siódme miejsce. Taka pozycja w Orlen Superlidze od lat oznacza jedno - jeśli system rozgrywek przewiduje play-offy, jest to skazanie na pożarcie i gra przeciwko jednej z dwóch eksportowych polskich drużyn.
Sytuacja po poprzednich spotkaniach ligowych spowodowała, że w przypadku zwycięstwa za trzy punkty zespół z Gdańska zapewniał sobie szóste miejsce w rundzie zasadniczej, a perspektywa gry przeciwko Rebud Ostrovii daje dużo większe szanse na półfinały niż starcie z Industrią. Zepter KPR, który w pierwszym meczu obu zespołów wygrał sensacyjnie w Gdańsku po trzech ostatnich zwycięstwach z rzędu odjechał Śląskowi na 10 punktów różnicy, a w przypadku wygranej w ostatnim spotkaniu, zbliżyłby się do dwunastego w tabeli Piotrkowianina na dwa punkty.
Od samego początku spotkanie było niesamowicie wyrównane. Co prawda Zepter KPR po skutecznej grze w pierwszej fazie meczu wyszedł na dwubramkowe prowadzenie, jednak PGE Wybrzeże szybko wyrównało, a następnie wyszło na minimalne prowadzenie. Gdy podczas gry w przewadze w 20 minucie bramkę rzucił Ionut Stanescu, ekipa z Gdańska wyszła na prowadzenie 11:9.
Po kilku stratach gdańszczan z rzędu cała przewaga stopniała bardzo szybko, a po skutecznym rzucie z drugiej linii najskuteczniejszego w pierwszej połowie Filipa Fąfary Zepter KPR już po trzech minutach od dwubramkowej straty wyszedł na prowadzenie. Stało się jasne, że w poniedziałek trudno będzie którejkolwiek z drużyn zbudować na tyle wysoką przewagę, żeby zapewnić sobie komfort w końcówce spotkania.
Przy stanie 15:16 Zepter KPR mógł w ostatniej minucie pierwszej połowy doprowadzić do wyrównania, jednak najpierw legionowianie stracili piłkę, a na 4 sekundy przed syreną Norbert Maksymczuk sfaulował gdańszczanina. PGE Wybrzeże miał rzut karny, ale Casper Liljestrand drugi raz z rzędu obronił piłkę rzucaną z siódmego metra i drużyna z Pomorza miała jedną bramkę przewagi przed drugą połową.
Od początku drugiej części spotkania lepiej spisywali się goście, którzy zaczęli budować przewagę. Gdy kontrę wykorzystał Mateusz Góralski, w 40 minucie było już 20:23. Zespół Patryka Rombla mógł chwilę później podwyższyć przewagę do czterech bramek różnicy, jednak chaos w grze nie sprzyjał i dwa razy z rzędu stracili piłkę podczas ataku pozycyjnego. Góralski po niezwykle efektownej akcji gości w 47 minucie trafił na 23:27, kolejną bramkę rzucił Marcin Pepliński, kontrę wykorzystał Patryk Siekierka i sytuacja mających chrapkę na szóste miejsce w tabeli gdańszczan była coraz lepsza.
Przy stanie 23:29 trener Tomasz Strząbała już na 10 minut przed końcem meczu wykorzystał trzecią przerwę na żądanie. Nie miał wyboru, bo nadzieje na zwycięstwo malały z każdą akcją. Przyniosło to skutek, gdyż w ciągu 70 sekund jego drużyna odrobiła dwie bramki straty. W końcówce gospodarzom trudno było odrobić resztę strat. PGE Wybrzeże pomimo kilku chaotycznych akcji w ataku i prostych strat nie wypuściło zwycięstwa z rąk i dzięki temu zagra w ćwierćfinale przeciwko drużynie z Ostrowa Wielkopolskiego i chociaż faworytami są szczypiorniści z Wielkopolski, awans do półfinału każdej z tych drużyn nie będzie wielką sensacją.
Zepter KPR Legionowo - PGE Wybrzeże Gdańsk 28:33 (15:16)
Zepter KPR: Balcerek (7/30 - 23%), Liljestrand (0/9 - 0%), Pieńkowski (1/1 - 100%) - Fąfara 13, Słupski 5, Ciok 3, Chabior 3, Tylutki 2, Maksymczuk 1, Lewandowski 1 oraz Laskowski, Wołowiec, Adamczyk, Kapela, Brzeziński, Brinovec.
Karne: 5/5.
Kary: 6 min.
PGE Wybrzeże: Zembrzycki (10/36 - 28%), Poźniak (0/2 - 0%) - Góralski 6, Peret 5, Stanescu 4, Papina 4, Będzikowski 3, Czapliński 3, Domagała 2, Pepliński 2, Siekierka 2, Tomczak 1 oraz Prociuk, Zmavc.
Karne: 3/5.
Kary: 8 min.