Artur Długosz: W pierwszej połowie pański zespół zagrał doskonale. Druga odsłona spotkania była już zupełnie inna...
Bogdan Wenta: Do bodajże 56 minuty nasza przewaga była znaczna. W tym momencie Stankiewicz nie rzucił trzech czystych sytuacji. Zmiana obrony przeciwnika nic nie wprowadziła. My mieliśmy trzy bardzo dobre pozycje, tylko, że bramkarz obronił. Tu można mieć pretensje albo do naszego zawodnika, albo pochwalić grę bramkarza. Obrona została rozbita, jeżeli zawodnik rzuca z sześciu metrów z punktu karnego sam na sam, to ta obrona nie ma żadnego wpływu na to.
Cała Polska żyje jeszcze Mistrzostwami Świata. Pan wrócił już do jednak normalnej ligowej rzeczywistości. Nie przeszkadza panu trochę ta Wentomania?
- Jeżeli coś się osiąga to jest to jedna z dziedzin życia w sporcie. Ja natomiast o jednej rzeczy nie zapominam, to nie jest wysiłek jednego człowieka, tylko dużej grupy ludzi. Sztabu szkoleniowego, a przede wszystkim tych najważniejszych - zawodników. Problemem jest, że część tych graczy, których mam tutaj w składzie to jeden jest aktualnie z kontuzją (Daniel Żółtak dop. red.). Lisek (Patryk Kuchczyński dop. red.) myślę, że zagrał dobre zawody, ale reszta gra w swoich klubach. Za granicą i w innych klubach polskich. To oni rzeczywiście przekładają w efekt to, co wspólnie robimy. Bez tego zespołu nie byłoby mnie. To jest też największa zasługa nas wszystkich, że ta grupa która szczególnie na boisku przyjmuje baty i czasami musi też moje jakieś tam "cholerowanie" wytrzymywać. Myślę, że razem przez te cztery lata zrobiliśmy jakiś tam krok do przodu. Mimo tego, że nasza liga jeszcze nie jest taka jak każdy by sobie życzył.
Jako zawodnik marzył pan o występach na Igrzyskach Olimpijskich. Nie udało się z reprezentacją Polski, udało z kadrą Niemiec. Z naszą reprezentacją na Igrzyskach Olimpijskich jako trener już pan wystąpił. Czy pana największym marzeniem jako trenera reprezentacji jest medal olimpijski?
- Uprawiałem sport jako aktywny zawodnik, teraz jako trener i myślę, że to jest myślą przewodnią każdego sportowca. Tym bardziej w dyscyplinie, która jest grą zespołową. W dyscyplinie, która przez ostatnie lata poczyniła ogromne postępy, a przede wszystkim, tak jak nawet pokazało to niedzielne spotkanie w tej piłce jest zawsze bardzo dużo czasu i może się naprawdę w krótkim czasie wiele zdarzyć. Jakby ktoś w niedzielę wyszedł z hali na siedem minut przed końcem to by pomyślał, że mecz jest już ułożony i za chwilę usłyszałby, że do końca tutaj było bardzo ciekawie. Boom który jest w świecie czy Europie, ludzie przychodzą na to, bo jest to trochę walka gladiatorów, jest dużo w tym emocji i widzowie siedzą blisko i mogą praktycznie w tym uczestniczyć. To chyba jest najfajniejsze w sporcie. Wracając do Igrzysk Olimpijskich, tak jak mówię jest to przewodnią myślą czy mottem każdego sportowca, tym bardziej jeżeli jest to dyscyplina olimpijska. Także myślę, że to najważniejsze i my na razie zebraliśmy z Danielem po raz pierwszy doświadczenie jako trenerzy, a chłopcy, nasz zespół po raz pierwszy po dwudziestu latach był na Igrzyskach Olimpijskich i to jest doświadczenie, które mam nadzieję za cztery lata, chociaż żadnej gwarancji w tej chwili w tym systemie rozgrywek jaki jest nie mamy, ale to jest też to dążenie jakie chłopcy po pobycie w Pekinie z sobą zabrali.
Oglądając rozmowy z panem jeszcze podczas pobytu w Chorwacji wydawało się, że największy żal ma pan do tych, którzy odwrócili się od zespołu. Czy to jest to, co najbardziej pana boli przy pracy z reprezentacją?
- Wydaje mi się, że żyjemy w kraju, który aktualnie żyje w pewnym chaosie. Myślę, że bierze się to wszystko od przykładów od góry. Jeżeli w polityce istnieją jakieś partie rządzące i dla mnie jako człowieka nieważne jest czy ktoś jest czerwony, żółty czy czarny. Jeżeli chodzi o dobro nas wszystkich to czasami trzeba zapomnieć o własnym egoizmie, a to w naszym kraju niestety za często się dzieje.
Jak odbudować potęgę zespołu? Czy w tej chwili są to tylko pieniądze czy trzeba myśleć o szkoleniu? Gdzie jest droga do tego, aby zbudować potęgę tego sportu w Polsce?
- Za moich czasów w piłkę ręczną graliśmy na asfalcie, na żużlu. Grało się w piłkę nożną, ale w ręczną także. Dzięki niej kształtują się charaktery. Ta dyscyplina uczy przebywania w grupie, walki o swoje pozycje, może nawet więcej jak w futbolu, może więcej jak w siatkówce, gdzie nie ma tego bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem. Tutaj musisz się znaleźć w ułamku sekundy i podjąć decyzję stresową. To są te elementy, które kształtują każdego człowieka. My stworzyliśmy trochę dziwny system, tak zwanych szkół sportowych, które nie dają żadnego efektu. To jest tak jakbyśmy kupowali kwoki czy kurczaki spod klosza, które mają później jajka znosić, a nie mamy żadnej perspektywy, żadnej pewności czy to będą tylko jajka. To jest tak z naszymi szkołami sportowymi jeżeli chodzi o piłkę ręczną. Jest ten ośrodek w Gdańsku, żeński jest na południu Polski. Myślę, że droga jest trochę inna. Jednak poprzez kluby. Wielu zawodników o znanych nazwiskach wyszło z małych miejscowości, z małych klubów, gdzie znajduje się jeszcze wielu fanatyków, wielu trenerów, którzy własnymi siłami i własnymi środkami nieraz pracują z młodymi ludźmi. Problem polega dziś na tym, że ten sport przez duże s na razie, jeżeli chodzi o tą dyscyplinę istnieje tylko poprzez reprezentację męską. Oby to się poprawiło też w stosunku do kobiet i przede wszystkich do naszych klubów. Na pewno w tej chwili widać jakiś lekki boom. Mój zespół, Vive Kielce też musi dźwigać ciężar odpowiedzialności i zdawać sobie sprawę, że obok ławki stoi też trener reprezentacji. Wielu też oczywiście znając polskie charaktery zarzuca mi lub tak dalej. W niedzielnym meczu nikt nie może powiedzieć, że mój zespół miał jakieś przewagi. Trzeba zrozumieć, że ci chłopcy, którzy dla mnie grają w klubie muszą tą psychiczną odpowiedzialność dźwigać od początku sezonu. Sport jest ciekawy. W innych krajach też grają trenerzy, którzy prowadzą i reprezentację i kluby i nie ma jakiś problemów. U nas zawsze ktoś coś ma do dodania, a ja zawsze chciałbym odpowiedzieć tym ludziom, żeby wreszcie z twarzą wyszli i powiedzieli co oni zrobili dla tej dyscypliny, albo co potrafią zrobić. Wtedy możemy podyskutować. Natomiast istnieje też coś takiego jak Internet, jest on takim oknem, przez które każdy może się wypowiedzieć, natomiast nigdy nie widać kto stoi za tym oknem. Tak to trochę wygląda i w naszej polityce i w naszym sporcie i w naszym życiu codziennym. To pomaga dużo, ja też z tego czerpię informację, natomiast najbardziej boli to, że ktoś w kogoś nie wierzy. Ja, jeżeli widzę, że w meczu zawodnik oddał z siebie wszystko i nawet jeżeli spotkanie jest przegrane to wtedy wiem, że to jest mocny zawodnik. W tych momentach kiedy idzie, to wszyscy się głaszczemy i przede wszystkim też media nas chwalą, wszyscy chwalą. Natomiast poznajesz charaktery zawodników wtedy, kiedy nie idzie. To nie jest tak, że ktoś dostaje "opierdziel" i następnym razem nie będzie grać. To nie jest moją formą współpracy. Jeżeli ja komuś ufam i z kimś pracuję, to szansę dostajesz. Tych szans nie masz oczywiście ciągle. Ja jednak myślę, że np. w przypadku reprezentacji i wielu to już potwierdziło, jeżeli tobie nie wychodzi dzisiaj, to nie znaczy, że jutro nie wyjdzie. Jesteś ciągle tym samym człowiekiem, który zdobywa zwycięską bramkę lub robi doskonały blok, a następnego dnia ci nie wyjdzie... Jesteś ciągle tym samym człowiekiem i możesz mieć swoje dni słabości. Jeżeli jesteś ze mną i ja cię znam długo to sobie z tego zdaję sprawę, że ja nigdy ciebie nie pogrążę i zawsze będę za Tobą stał.
Gdy podpisywał pan kontrakt z reprezentacją Polski ten sport w naszym kraju praktycznie "leżał". Pan tą drużynę doprowadził do takich sukcesów, jakie mogliśmy ostatnio obserwować. Podpisał pan pięcioletni kontrakt z Vive Kielce. Jakie perspektywy są przed tym zespołem? Wiadomo, nie jest pan cudotwórcą, nie może pan obiecać, że będzie pan zdobywał europejskie puchary z tą drużyną, ale jakiś plan budowy tego zespołu na pewno pan ma...
- Oczywiście, było też wiele komentarzy. Zwróćmy uwagę, z kim my chcemy się równać. Ja jestem zbyt dużym realistą, nawet w stosunku do reprezentacji. Na euforii, patriotyzmie, honorze można też wiele osiągnąć, ale nie do końca. Świat ciągle nas wyprzedza. Nawet te mistrzostwa pokazały, jak inni logistycznie nas przewyższają. Ilu mają ludzi do dyspozycji, jakie warunki, jakimi materiałami dysponujemy. A jak my? I mimo wszystko mamy medal. To jest trochę paradoksem w tej całej dyscyplinie w naszym sporcie. Kwestią jest, żeby to trochę obrócić w praktykę. To samo jest w stosunku do klubów. Próbujemy racjonalnie, z młodymi ludźmi szukać wzmocnień, szukać wzmocnień medialnych, bo w przyszłym roku wraca Mariusz Jurasik. To już jest jakieś nazwisko, które ma swoją markę nie tylko w Polsce. To jest ciekawe, ciekawy format i materiał dla ligi, dla kibiców czy jakaś formą ściągnięcia. Natomiast oczywiście, w praktyce chodzi o wygrywanie. Moim marzeniem jest jeżeli chodzi o klub europejski, to żeby polski zespół, obojętnie czy to jest Vive czy Płock czy Legnica jeżeli będzie grał w Lidze Mistrzów to żeby z grupy wyszedł. To już jest wielki krok do przodu. My nie mamy etatów po 10 czy 12 milionów euro jak mają to niemieckie kluby czy hiszpański zespół. Mamy dużo mniejsze, ale wiemy, że w sporcie jest wiele możliwości zrobienia czegoś nie mając takiego wsparcia finansowego czy ekonomicznego. Tym przykładem jest przede wszystkim nasza reprezentacja męska.
Przed każdym meczem pańskiego zespołu, w każdym mieście zapewne będzie pełna hala kibiców. Jak pan rozmawia z tymi zawodnikami, którzy nie są w reprezentacji? Czy oni jakoś inaczej odczuwają tą presję? Wiadomo teraz patrzą na nich wszyscy. Czy oni potrzebują innej mobilizacji?
- Myślę, że nie. Od kilku miesięcy pracujemy jeżeli chodzi o mój aktualny klub. Dla tych chłopców największym problem na początku sezonu było to, to jest moja opinia, pozbycie się tego, że obok ławki stoi trener reprezentacji Polski czy ktoś, o którym też media mówią. Zdaję sobie z tego sprawę. Tak jak jednak wielokrotnie już powtarzałem - praca reprezentacji to nie jest tylko Bogdan Wenta. To jest przede wszystkim też Daniel Waszkiewicz. To jest dla mnie w tej chwili najważniejsza postać jaka w tej chwili ze mną współpracuje plus ci ludzie, którzy także ze mną pracują. Mówię tu o lekarzu, masażystach. I aktorzy główni - chłopcy. To samo jest w klubie w tej chwili. Ci chłopcy zaczynają powoli wierzyć w to, że to co robimy codziennie, to jest bez znaczenia z kim będziesz grał, że też wyjdziemy na boisko żeby grać o zwycięstwo. To jest najistotniejsze. Te walory, jeżeli chodzi o tak zwany coaching czy psychologię sportu to jest to najistotniejsze. Żeby każdy zawodnik w to wierzył. Wtedy będzie liga dużo atrakcyjniejsza, wtedy nie będzie tego, co szczególnie w kraju mnie dobija - w futbolu słyszy się znowu gdzieś prokurator i tak dalej. Jak kibic ma przyjść? Kibic czuje się oszukany, ja jako wielbiciel futbolu czy kibic z boku stojący, uprawiający inną dyscyplinę czuję się oszukany w tym momencie. Pytam się jako trener, jestem też jakby nie było wychowawcą, mam wielu młodych zawodników i wielu starszych. Zawodnicy mogą ze mną na ty mówić. To nie znaczy, że to jest moja słabość. Jeżeli zawodnik myśli, że sobie może na dużo pozwolić to się myli. Z drugiej jednak strony jesteśmy wychowawcami, pytanie moje brzmi w tym momencie: jak przez te lata wychowywano tych zawodników? Czego uczono? Oszukiwania? Kupowania? Minimalizmu? To chyba nie jest najważniejszymi walorami w sporcie. Kiedyś ktoś powiedział, nie wiem czy to Goethe czy ktoś: Jeżeli walczysz, możesz przegrać, a jeżeli nie walczysz, to już przegrałeś. Natomiast jeżeli tu się słyszy takie historie i padają nawet ikony w niektórych miastach. Pytanie moje jest takie: w którym kierunku to idzie ten nasz sport? Jak mamy kibica zdobyć? Więcej pokory, więcej szacunku dla samego siebie. Trzeba spojrzeć od drugiej strony, może od strony przeciwnika, może od strony też sędziego? Natomiast jeżeli rzeczywiście takie fakty zaistniały, to to jest brutalna rzeczywistość. Dla mnie jest to frustracja. Dla mnie jako trenera jest to frustrujące, bo ja sobie ciągle zadaję pytanie na które nie mogę znaleźć odpowiedzi. Jak można pracować z ludźmi, jeżeli widzisz, że ktoś oszukuje? Ja mogę to zawodnikowi wszystko powiedzieć w oczy i go "opierdzielić". Jeżeli wiem, że on walczy, to też trzeba zrobić, ale to się stoi za nim. To ma być natomiast sportowa walka. Po to przychodzi kibic, po to płaci pieniądze. Chociaż nie mamy jeszcze wielkich hal tak jak inni za granicą. To jest budujące, chce się grać. To jest pytanie na które każdy z zawodników odpowie, i to zespół z domu i przeciwnik. Lepiej mu się gra w tą piłkę ręczną. Wtedy te emocje mu się udzielają i możesz... Nie boli cię ręką, noga, możesz dużo więcej, wznieść się na wyżyny. Dasz tym ludziom jeszcze więcej przyjemności. Tak jak wielu przez reprezentację na pewno w tym ostatnim okresie przeżyło z nami.
Czy po powrocie do Polski zauważył pan, że wśród polskich zawodników grających tutaj w kraju wzrosła jakby chęć walki, pokazania się, że z polskiej ligi też można trafić do kadry i osiągać sukcesy?
- To już jest od kilku lat, kiedy zaczęliśmy współpracę i przyszły wyniki. Wyeliminowanie Szwedów w 2005 czy 2006 roku, Mistrzostwa Europy w Szwajcarii i dziesiąte miejsce. Wielu mówiło, że to był duży skok z ostatniego miejsca na dziesiąte. Potem medal. To pokazało całemu światu piłki ręcznej, że rynek polski jest atrakcyjny. To jest największym niebezpieczeństwem dla klubu, że tutaj nazwijmy to przykładowo zawodnik x, który z prawego skrzydła rzuca nam fajne bramki, może ktoś nagle popatrzy i powie: ile on zarabia w Legnicy? I się go wyciągnie... To jest na razie jeszcze największą tragedią naszej ligi, że nie potrafimy tez zatrzymać tych zawodników w klubach. Owszem, jeżeli mają jakąś szansę iść do dobrego klubu to jak najbardziej, to jest prawidłowa droga. Z drugiej jednak strony to inaczej dla młodych ludzi, dla kibiców, dla dzieci, które muszą się z kimś identyfikować. To, co w Niemczech jest w tej chwili. Cały czas się o tym mówi. W Bundeslidze tragedią jest, że identyfikują się nie z Niemcem, tylko Duńczykiem czy Polakiem, który przychodzi na kontrakt. To jest to, czego nie powinno być. To musi być człowiek stąd. Jeżeli jest młody człowiek i jemu dobrze to wychodzi, to on przyciąga. Przyciąga na szkole, na treningu, na lekcji WF-u. Mówi się: widziałeś jak wczoraj rzucił? To się nazywa integracja czy identyfikacja z jakimiś figurami. Problem polega w tej chwili na tym, że my poprzez wyniki reprezentacji pokazujemy świat: patrz w Polsce można jeszcze nie drogo, a dobrych zawodników wyciągnąć. Nasza liga, jak się spojrzy przekrojowo to jest według mnie najmłodszą ligą w Europie. Patrząc na średnią wieku w zespołach.
Czego panu, jako trenerowi który jest teraz na ustach całej Polski można życzyć?
- Myślę, że przede wszystkim tego, co sam sobie mówię. Nie jakiś wzlotów, nie, żeby się wydawało, że skrzydła ci urosły i w tej chwili fruwasz na nazwijmy to fali tego optymizmu i popularności. Moim obowiązkiem jest codziennie samemu siebie motywować, motywować mój zespół i powodować to, że wychodzisz następnego dnia do meczu z przeciwnikiem żeby go pokonać. To jest najistotniejsze. Laury czy pochwalania to w życiu jest, tak samo jak krytyka. Tym bardziej, jeżeli ta krytyka jest racjonalna to wtedy można na ten temat podyskutować. Jeżeli jest głupia to lepiej się odwrócić w tym momencie. Z mojej strony to jest po prostu to, co mówiłem, zostać bardzo mocno na podłodze, stać mocno stopami i cieszyć się z tego momentu, bo to są momenty najważniejsze. Cieszę się z tego bardzo, ale z drugiej strony nie fruwam wysoko i wiem jaka praca jeszcze nas czeka i co jest do zrobienia. I w klubie, ale i w polskim związku i reprezentacji.