- Bardzo źle weszłyśmy w ten mecz, popełniałyśmy proste błędy, strata goniła stratę, nie miałyśmy pomysłu na ustawienie ataku. Można powiedzieć, że nic nam nie wychodziło. Praktycznie nie było też rzutu z drugiej linii. Wydaje mi się, że trochę zjadła nas trema, jakaś presja, że musimy, a nie, że możemy wygrać i awansować - mówi Alesia Migdaliowa.
Podczas przerwy lublinianki przeszły swego rodzaju metamorfozę. - W szatni nie było ostrych dyskusji. Na chłodno zaczęłyśmy analizować, co zagrać w ataku, wybrałyśmy zagrywki, które najlepiej nam będą wychodzić. Bardziej agresywnie, podobnie jak Norweżki, zagrałyśmy też w obronie, gdzie w pierwszej połowie czasem gubiłyśmy się w tym elemencie - analizuje białoruska rozgrywająca.
Ostatecznie dwumecz zakończył się trzybramkową różnicą na korzyść Vipers Kristiansand. - Obydwa zespoły zostawiły serce na boisku i bardzo chciały awansować dalej, nie brakowało walki. Wydaje mi się, że Norweżki były ciut szybsze, w pierwszej połowie nękały nas kontrami. U nas daje się też we znaki brak zmienniczek. Gramy systemem środa-sobota, a nie da się grać ligi i pucharów praktycznie w dziesięć zawodniczek - kończy Migdaliowa.
jak i w ataku - tak trzymać !
Brakuje mi tylko skutecznych podań do Jessiki lub Karoli - tak często stoją sobi Czytaj całość