Najważniejsze pojedynki dopiero przed podopiecznymi Piotra Przybeckiego. Wrocławianie mają walczyć o utrzymanie w lidze i istotne będą spotkania z zespołami takimi jak PGE Stal Mielec czy Zagłębie Lubin. Z Vive Tauronem Kielce oraz Orlen Wisłą Płock Wojskowi mieli zagrać na luzie i pokazać swoje możliwości. Jak się okazało, wrocławianie są w stanie walczyć z najlepszymi.
Śląsk nie sprzedał tanio skóry w meczu z płocczanami. Wręcz przeciwnie, Wojskowi poszli na wymianę ciosów i początkowo wychodzili z niej cało. - Zagraliśmy dobre czterdzieści minut, dopóki prezentowaliśmy się konsekwentnie przede wszystkim w ataku i nie było łatwych błędów, to Wisła nie mogła nam odskoczyć - zaznaczył Jakub Łucak.
Wysiłek wrocławian ostatecznie na niewiele się zdał. Gracze z Płocka sprężyli się w drugiej połowie i pozbawili złudzeń szczypiornistów ze stolicy Dolnego Śląska. Wojskowi dali z siebie wszystko, lecz grając bez wartościowych zmienników szansa na zwycięstwo z takim zespołem jak Orlen Wisła maleje niemal do zera.
- Pojawiło się zmęczenie, trener musiał rotować składem, włączył młodych zawodników do grania. Wisła to wykorzystała i poszły szybkie kontry. Tak naprawdę wynik był w pięćdziesiątej minucie ustalony i Wisła chciała ten mecz dograć - przyznał po meczu Łucak.
Heroiczna postawa powoli staje się znakiem rozpoznawczym Śląska. Dopóki starczy sił, podopieczni trenera Przybeckiego są groźni dla najlepszych. Brak regularności w grze to jeden z głównych mankamentów w ekipie z Wrocławia, ale czy do Wojskowych można mieć o to pretensje? W wielu tegorocznych spotkaniach, nawet z potencjalnie silniejszymi rywalami, do 40-45 minuty wynik oscylował wokół remisu. W decydujących momentach wrocławian dopada kryzys fizyczny - trener Przybecki nie może wówczas za bardzo pomóc. Śląsk dysponuje bowiem zaledwie 8-9 graczami na poziomie PGNiG Superligi Mężczyzn, co podkreślał sam szkoleniowiec zespołu.