Głogowska drużyna przed sobotnim meczem w Mielcu była postawiona pod ścianą - Chrobry przegrał pierwsze spotkanie z PGE Stalą różnicą pięciu bramek i w rewanżu od pierwszych minut musiał rzucić się do odrabiania strat. Pierwsza połowa kompletnie nie ułożyła się jednak po myśli graczy prowadzonych przez Krzysztofa Przybylskiego.
[ad=rectangle]
- Byliśmy za bardzo spięci, za bardzo chcieliśmy, a chłopaki z Mielca grali na luzie i lepiej im to wychodziło - komentował na pomeczowej konferencji golkiper Chrobrego, Rafał Stachera.
Na początku drugiej połowy głogowska ekipa przegrywała już 12:18 i wydawało się, że losy meczu są rozstrzygnięte. Podopieczni trenera Przybylskiego zdecydowali się jednak na ostatni zryw. - Na drugą połowę wyszliśmy skoncentrowani i naładowani, dzięki czemu ta gra wyglądała inaczej. Biegaliśmy do kontry, graliśmy szybkie wznowienie, czyli to czego brakowało w meczu w Głogowie i w pierwszej połowie w Mielcu - dodał Stachera.
Jego drużyna w ciągu niespełna dziesięciu minut doprowadziła do remisu, a kilka minut przed końcem spotkania wygrywała już różnicą pięciu goli. Wówczas graczom głogowskiej drużyny brakowało zaledwie jednej bramki do wywalczenia awansu, ostatecznie jednak Stal zmniejszyła nieco straty i przegrywając 24:27 przypieczętowała zwycięstwo w dwumeczu (53:51).
- Ta końcówka pokazuje jak niewiele w sporcie trzeba, by nie awansować dalej, tylko grać o 7. miejsce, które jest dla nas porażką. Pięć sekund przed końcem meczu w Głogowie straciliśmy bramkę. Gdyby nie to, mecz zakończyłby się naszą porażką czterema golami, a w Mielcu prowadziliśmy już pięcioma trafieniami. Minuta gry zadecydowała, że jesteśmy poza strefą 5.-6., która byłaby dla nas sukcesem - ocenił.
Chrobrego po porażce ze PGE Stalą czeka teraz rywalizacja z MMTS Kwidzyn. Pierwszy mecz podopieczni trenera Przybylskiego zagrają na wyjeździe w nadchodzący weekend.