W sobotni wieczór Ruch poległ przed własną publicznością ze świetnie sprawującymi się w bieżących rozgrywkach szczypiornistkami AZS Energa Koszalin 28:32. Mimo porażki, mocnym punktem Niebieskich była Marlena Lesik, autorka aż 13 trafień. - Pierwszą połowę kompletnie przespałyśmy. W obronie nie działało się zupełnie nic, bardzo łatwo dopuszczałyśmy rywalki do sytuacji rzutowych. Przebudzenie przyszło zbyt późno. Dopiero w 40 minucie, kiedy różnica wynosiła już osiem bramek, zakasałyśmy rękawy. Udało się podgonić, ale zabrakło kilku minut, żeby przynajmniej wyrównać. Mecz był zacięty, sędziowie pozwolili nam pograć. Monia (Ciesiółka, bramkarka Ruchu - przyp. MM) dostałą trzy razy w twarz, ale my też nie pozostałyśmy dłużne. Nie ukrywam, taka twarda gra nawet mi odpowiada - przyznała z uśmiechem zawodniczka.
[ad=rectangle]
Rozgrywająca chorzowskiej ekipy narzekała na kłopoty, jakie jej zespół ma w ostatnim czasie z egzekwowaniem rzutów karnych. Sama Lesik w meczu z AZS Energą nie wykorzystała dwóch z nich. - Nie wiem już co powiedzieć. Trenujemy te rzuty karne, ale dziś znów coś się zacięło. Może zbyt mocno chcemy się przemóc i przez to "spalamy" się? Mam nadzieję, że już od najbliższego meczu w Pucharze Polski będzie lepiej.
W podobnym tonie wypowiadała się obrotowa Ruchu, Katarzyna Masłowska. - Nie zrealizowałyśmy założeń taktycznych. Popełniłyśmy mnóstwo błędów w obronie i w ataku. Starałyśmy się to nadrobić w końcówce, ale zabrakło czasu. Szkoda, bo to mogły być bardzo ważne dla nas dwa punkty. Nie wiem, dlaczego tak późno zabrałyśmy się za odrabianie strat, ale udało się pokazać walkę i charakter. Teraz trzeba zapomnieć o tej przegranej i powalczyć w środę z Pogonią, żeby znaleźć się w final four Pucharu Polski.