Michał Tórz już przed spotkaniem z Wybrzeżem Gdańsk spodziewał się, że jego drużyna stoczy nad morzem prawdziwą wojnę. - W pierwszej lidze się spotykaliśmy, teraz w PGNiG Superlidze. Mecze między nami zawsze podobny scenariusz. Pada mało bramek i jak zawsze największe zasługi mają bramkarze i obrona. Trzeba było się mocno wykazać, by zdobyć jakąkolwiek bramkę - powiedział rozgrywający Nielby Wągrowiec.
[ad=rectangle]
W ostatnim starciu obu drużyn to gdańszczanie od pierwszych minut wysoko prowadzili w Wągrowcu. Teraz było odwrotnie. - Początek był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Udało nam się odskoczyć na kilka bramek i nawet sami byliśmy tym zaskoczeni. Była to głównie zasługa Adriana w bramce. Na początku pierwszej połowy wypracowaliśmy przewagę, ale później ją zmarnowaliśmy. W drugiej części spotkania najpierw odskoczyliśmy na trzy bramki, potem Wybrzeże na cztery. Aż dziwne, że potrafiliśmy to odrobić. Mecz toczył się w zawrotnym tempie i w końcówce gdańszczanie stracili kilka piłek z własnej nieprzymuszonej woli - zauważył Tórz.
Zespoły, które w ubiegłym sezonie awansowały z grupy A I ligi zawsze grają bardzo równo. Wyniki są niskie, a kwestia wyniku rozstrzyga się w ostatnich minutach. - My i gdańszczanie znamy siebie nawzajem tak doskonale, że znamy, wiemy jakie kto ma mocne i słabe strony. U nas zabrakło konsekwencji. Kilka rzutów Artur Chmieliński obronił ze skrzydła. Gdyby nie to, może to my byśmy się cieszyli z wygranej - zakończył Michał Tórz.
Nie raz możemy na niego liczyć, jeden z liderów Nielby, co by nie było.