Challenge Cup piłkarek ręcznych: Natchnione rywalki czy stronniczość sędziów?

W pierwszym meczu trzeciej rundy Challenge Cup piłkarek ręcznych klub HC Victory Regia Mińsk pokonał w Brześciu szczypiornistki zespołu Carlos-Astol Jelenia Góra w stosunku 34:29 (17:15). Już w tym tygodniu w Polsce odbędzie się rewanż.

Spotkanie rozegrano w Brześciu, gdyż działacze HC Victory nie znaleźli w stolicy Białorusi odpowiedniej hali, która spełniałaby wymogi EHF. Zdaniem prasy za naszą wschodnią granicą, miejscowi fani mieli spory wpływ na końcowy wynik.

"Kluczem do zwycięstwa nad polskim zespołem była natchniona gra pomnożona przez wsparcie życzliwie nastawionej publiczności" - napisała górnolotnie we wtorkowym wydaniu gazeta Pressbol. Jednak trenerka HC Victory Regia zdaje sobie sprawę, iż przed jej podopiecznymi jest jeszcze rewanż, a drużyna nie prezentuje równej formy.

- Spędziłyśmy w Brześciu cztery dni i dziewczyny są psychicznie zmęczone. Poza tym po raz pierwszy w życiu wystąpiły one przed tak liczną grupą kibiców. Jestem zadowolona, iż w zespole w samą porę znalazła się liderka Anna Jaszczuk, która pochodzi z tych stron. Pozwoliliśmy więc zamieszkać jej w domu. Zaliczyła ona serię bramek. Brakuje nam stabilności. Generalnie jesteśmy drużyną, po której można się spodziewać wszystkiego - powiedziała Tatiana Solowianczyk.

Jednak opiekunka zespołu z Jeleniej Góry wyraziła opinię, iż na zwycięstwo gospodyń nie miał wpływ wyłącznie doping tysiąca kibiców piłki ręcznej. Trzeba wspomnieć, że rozjemcami w tym pojedynku byli Rosjanie, którzy raczej faworyzowali szczypiornistki z Mińska.

- Zagraliśmy słabiej niż zwykle. Oczywiście trzeba powiedzieć, iż przyjechaliśmy na Białoruś bez czterech kontuzjowanych zawodniczek. Jednak inne szczypiornistki mogły zaprezentować się lepiej. Nie podobała mi się praca arbitrów. Oni nie zwracali uwagi na bieganie przeciwniczek po boisku, grę nogami, a nas "usypiali" karami - stwierdziła Katarzyna Jeż.

Komentarze (0)