Bohater MKS Kalisz: Nie widziałem, gdzie rzuciłem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W ostatnim meczu [tag=9870]MKS Kalisz[/tag] efektownie pożegnał się z kibicami i wygrał dzięki trafieniu w ostatniej akcji. - Zawsze dawaliśmy z siebie wszystko - mówi Damian Krzywda.

Na zakończenie pierwszoligowych rozgrywek w sezonie 2013/2014 kaliszanie zmierzyli się z Siódemką Miedzią Legnica. Ekipa z Wielkopolski chciała zrewanżować się podopieczny Piotra Będzikowskiego za porażkę pod koniec ubiegłego roku. Emocjonujący pojedynek rozstrzygnął się dopiero w ostatniej akcji, kiedy to trafienie Damiana Krzywdy zapewniło gospodarzom komplet punktów i 5. miejsce na zakończenie rozgrywek. [ad=rectangle] - Nawet nie wiem, gdzie rzuciłem, bo nie widziałem - mówi szczerze bohater ostatniej akcji. - Plan na końcówkę był prosty. Trener powiedział, żebyśmy rozciągnęli grę jak najszerzej, a potem jeden z rozgrywających miał podjąć decyzję - zdradza gracz z najstarszego miasta, który rozegrał jeden z najlepszych meczów w kończącym się sezonie. Zdobył dla kaliszan siedem bramek, co było najlepszym dorobkiem po stronie zwycięzców.

MKS powtórzył rezultat z poprzedniego sezonu. Według Krzywdy nie jest to zły rezultat, który pozwolił na wypełnienie przedsezonowego celu. - Liga w tym sezonie z pewnością była bardziej wyrównana. Do ostatniego meczu kilka zespołów walczyło o baraże. Z naszej strony był to również dobry sezon. Nie można powiedzieć, że graliśmy bez serca. W każdym meczu dawaliśmy z siebie wszystko - przyznaje.

Końcówka sezonu w wykonaniu zespołu z najstarszego miasta w Polsce była bardzo dobra. W czterech meczach po zmianie na ławce trenerskiej MKS nie przegrał meczu. - Zmieniło się podejście w zespole i atmosfera. Było więcej zabawy, a zarazem spokoju. Nie było nerwowych zajść zarówno w szatni jak i na boisku - mówi Krzywda.

Teraz czas na pracę działaczy. - Rozmów o nowych kontraktach jeszcze nie było - wyznaje gracz, jednak przekonuje, że nadal chce bronić barw ekipy z Kalisza.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: