Karol Bielecki przeżywa ostatnią drugą młodość. Rozgrywający pod wodzą nowego trenera, Talanta Dujszebajewa wyrósł na jednego z najbardziej bramkostrzelnych kieleckich zawodników i sam przyznaje, że wreszcie złapał wiatr w żagle. Przed przyjściem do Kielc reprezentował jednak barwy Rhein-Neckar Löwen, a mecz w 1/8 finału Ligi Mistrzów był jego pierwszym oficjalnym starciem z byłym zespołem.
- To było bardzo dobre spotkanie. Wygraliśmy czterema bramkami, aby tego dokonać musieliśmy się dużo napocić i namęczyć oraz dać z siebie wszystko - mówił po zakończeniu meczu Bielecki.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Faktycznie, kielczanie mieli w tym meczu zarówno fragmenty bardzo dobre, jak i takie, które można określić mianem przeciętnych. Pierwszy kwadrans w wykonaniu żółto-biało-niebieskich był niemal perfekcyjny, później ich gra wyglądała już różnie, a Lwy to zespół, który potknięcia przeciwnika wykorzystuje bezlitośnie. - Jeśli porównamy ten dwumecz do meczu, to do przerwy prowadzimy czterema bramkami. Teraz jedziemy do nich i myślę, że mamy szansę tam wygrać. Mamy sporo materiału i gdy go przeanalizujemy, będziemy jeszcze lepiej przygotowani do gry - kontynuował "Kola".
Kibice obecni na meczu z Lwami zastanawiali się czy cztery bramki przewagi to wystarczający zapas przed rewanżem, tym bardziej, że Rhein Neckar Loewen to jedna z najlepszych drużyn na świecie. - Myślę, że mamy szanse. Oni też wyciągną wnioski z tego co zrobili. My także popełniliśmy kilka błędów, zabrakło konsekwencji w ataku i doprowadzili do remisu. Musimy to wszystko poprawić, ale zdecydowanie jestem optymistą. Mecz był w szybkim tempie. Zespół niemiecki jest przyzwyczajony do tego, bo oni co trzy dni tak grają. Bardzo cieszymy się z tego, że byliśmy lepsi i wygraliśmy czterema golami - zakończył z uśmiechem Bielecki.