Andrzej Wilczek: Jeżeli przegralibyśmy z Ruchem, to nic tylko podać się do dymisji

Zespół Lubelski nie wszedł do fazy grupowej Ligi Mistrzyń. Powalczy natomiast w Pucharze EHF. Prezes lubelskiej drużyny, Andrzej Wilczek twierdzi, że jego zawodniczki stać na udział w Lidze Mistrzyń. Mają bowiem ogromne umiejętności, lecz za bardzo się stresują i nagle je tracą.

- Jeżeli przegralibyśmy z Ruchem, to nic tylko podać się do dymisji. Nie ma takiej możliwości, Chorzów jedyny punkt zdobył w Słupsku. Na polską ligę jesteśmy za mocni, a na europejskie puchary brakuje nam głowy – tak bym to określił. Dziewczyny mają umiejętności, tylko nagle je tracą, stresują się za bardzo - powiedział dla Kuriera Lubelskiego prezes SPR Asseco BS, Andrzej Wilczek.

- Nie wiem, czy zawodniczki za bardzo się sprężają i za bardzo chcą wygrać, bo potem wychodzą na boisko i każda gra jakby ją piłka parzyła. Chcą się jej jak najszybciej pozbyć. Po dobrych meczach przed rokiem w Lublinie, z Dynamem i Walencją, myślałem, że się przełamią. Ikast był poza zasięgiem, ale doświadczony zespół nie może popełnić aż 21 błędów technicznych. Do przygotowań nie możemy mieć zastrzeżeń, bo Jan Packa dobrze wykonał swoją pracę. Ale za dużo było strat, wyrzuconych piłek, błędów kroków. Po naszych niecelnych zagraniach, Ikast natychmiast wyprowadzał kontry. Polska piłka od duńskiej różni się przede wszystkim szybkością. Zawodniczki z Danii wyprowadziły dwadzieścia kontr, z których rzuciły osiemnaście bramek. My kontr mieliśmy osiem i tylko trzy gole. Musimy iść w kierunku szybszej gry. Ale jeśli nikt nas nie zmusza do większego wysiłku w polskiej lidze, to gramy jak gramy. Drużyna walczyła, ale bez wiary i przekonania. Coś się dzieje w głowach zawodniczek - tak ocenia występ swojej drużyny w Ikast prezes Wilczek.

Komentarze (0)