20-letnia rozgrywająca w całym meczu rzuciła pięć bramek i wszystkie w drugiej części. Szczególnie ważne były te dwie w ostatnich pięciu minutach, bo przyczyniły się do odwrócenia wyniku. KSS Kielce prowadził w jeszcze w 54. minucie 27:26, by ostatecznie przegrać 28:30. - Nie jestem bohaterką i nawet te decydujące trafienia nie czynią mnie nią. Jesteśmy drużyną i decyduje postawa całej drużyny - stwierdziła skromnie Anna Maślanka.
Nerwów w końcówce wcale nie musiało być, lecz Olimpia-Beskid roztrwoniła sześciobramkową przewagę i pozwoliła nawet wyjść kielczankom na minimalne prowadzenie. - Pojawiły się nerwy i posypały się też kary. Na szczęście zareagował nasz trener, prosząc o czas. Powiedział nam wtedy, że musimy mieć zimną głowę, myśleć trzeźwo i uważam, że to był kluczowy moment. Trener podjął bardzo dobrą decyzję - oceniła Maślanka.
Wygrana 30:28 to bardzo skromna zaliczka przed rewanżem, również biorąc pod uwagę sytuację kadrową nowosądeczanek. - Nie będzie łatwo, bo przez kolejne kontuzje Asi Gadziny i Kamili Szczeciny powoli się już sypiemy. To ostatni tydzień grania, więc myślę, że damy radę i w Kielcach udowodnimy, że zasługujemy na to siódme miejsce - zakończyła zawodniczka Olimpii-Beskidu.