Po remisie z ŚKPR Świdnica oraz zwycięstwie nad Olimpią Piekary Śląskie beniaminek z najstarszego miasta w Polsce miał kolejną realną szansę na punkty. W meczu przed własną publicznością kaliszanie podejmowali najsłabszych w tabeli Akademików z Białej Podlaskiej. Okupujący ostatnią pozycję w pierwszoligowym zestawieniu podopieczni Andrzeja Chmielewskiego zapowiadali ostrą walkę i chęć wywiezienia chociaż punktu z Kalisz Areny, pamiętając pierwszą konfrontację, którą przegrali tylko jednym trafieniem.
Akademikom impetu wystarczyło na... sto dwadzieścia sekund. Wówczas jeszcze udawało się im remisować. Jedyny taki bramkowy rezultat został osiągnięty po trafieniu Maksima Niaswadzby. Później na parkiecie rządziła tylko gospodarze. Już w 8. minucie tablica świetlna pokazywała rezultat 8:2 na korzyść MKS-u, a trener Chmielewski miał już wykorzystaną jedną przerwę. - Pierwsze minuty zaważyły o tym, że ten mecz ułożył się tak, a nie inaczej, co nas przybiło i dodatkowo podcięło skrzydła - przyznał golkiper przyjezdnych, Marek Kubiszewski.
Szczypiorno rozgrywało zdecydowanie najlepszy mecz przed własną publicznością w obecnym sezonie. Podczas pierwszej połowy bardzo dobrze w kaliskiej bramce spisywał się Mikołaj Krekora, który swoimi pewnymi interwencjami napędzał kolejne kontrataki. Szybka i kombinacyjna gra przynosiła efekty. Trener Bruno Budrewicz niejednokrotnie podnosił ręce w geście triumfu.
Prowadzenie rosło z minuty na minutę. Mogło być jeszcze bardziej okazałe, gdyby nie przestrzelone rzuty karne Rafała Niedzielskiego. Etatowy wykonawca "siódemek" MKS-u zdecydowanie nie miał szczęścia podczas sobotniego popołudnia. Przy pierwszej próbie zdołał położyć bramkarza na parkiecie, ale... spudłował mając pustą bramkę. Przy kolejnej szansie trafił w poprzeczkę. Doświadczonego gracza zastąpił... 17-letni wychowanek, Kamil Adamski, który przed dwoma tygodniami debiutował na pierwszoligowych parkietach, jednak dopiero przeciwko AZS zdobył swoje pierwsze bramki. Wziął na siebie ciężar wykonywania rzutów karnych. Trafił wszystkie trzy próby.
Do przerwy MKS prowadził różnicą aż 11 bramek, co nieco rozluźniło zespół z Wielkopolski, który spuścił z tonu tuż po przerwie. Rozzłościło to trenera Budrewicza, który szybko przywołał swoją drużynę do porządku. Kolejna seria rozpoczęła się od jego znakomitych parad. Przewaga w granicach 15 trafień pozwoliła szkoleniowcowi gospodarzy dać nieco więcej szansy młodzieżowcom. Z bardzo dobrej strony pokazał się wspomniany wcześniej Kamil Adamski, a pochwały od trenera zebrał również Grzegorz Salamon.
Kibice w Kalisz Arenie tym razem nie drżeli do ostatniej piłki o zwycięstwo swoich ulubieńców. Odliczali kolejne trafienia i obstawiali, czy zespołowi uda się dobić do magicznej granicy 40 goli. Zabrakło jednego, ale nie przeszkodziło to drużynie w wykonaniu tańca radości. - To bardzo ważne zwycięstwo, bo wiemy, że AZS nie jest już w stanie nas przeskoczyć - cieszył się Bruno Budrewicz. Niepokonane w rudzie rewanżowej Szczypiorno awansowało na 5. pozycję w tabeli.
Minorowe nastroje panowały po drugiej stronie boiska, gdzie zawiedli praktycznie wszyscy. Najmniej pretensji można mieć do Artura Makaruka, autora sześciu trafień. Akademicy po 16. serii gier pozostają na dnie tabeli. - Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu i radykalnie zmienić coś w treningu, bo widać, że coś jest nie tak - przyznaje Marek Kubiszewski.
MKS Kalisz - AZS AWF Biała Podlaska 39:26 (21:10)
MKS: Krekora, Potocki - Kobusiński 7, Krupa 6, Krygowski 5, Nowakowski 4, Kuśmierczyk 4, Adamski 3 (3/3), Bożek 3, Niedzielski 2 (0/2), Sieg 2, Staniek 2, Salamon 1, Klara, Stefański.
AZS: Kubiszewski, Florczak, Adamiuk - Makaruk 6, Niaswadzba 5 (2/3), Pezda 4 (0/1), Dębowczyk 3, Wędrak 2, Kowalik 2, Antolak 2, Prokopiuk 1, Kubajka 1, Rutkowski.
Sędziowali: Pytlik (Siemianowice Śl.), Budzianowski (Gliwice)