Poprzeczkę na pewno postawimy sobie bardzo wysoko - rozmowa z Lucyną Zygmunt

Eksperymentalny sezon w nowosądeckim szczypiorniaku zakończył się awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pod wodzą Lucyny Zygmunt, drużyna zakończyła rozgrywki na pierwszym miejscu w swojej grupie, a następnie w dwumeczu wywalczyła mistrzostwo pierwszej ligi. Trenerka Olimpii/Beskid dla portalu SportoweFakty.pl opowiedziała o zakończonych niedawno rozgrywkach.

Michał Śmierciak: Awans do PGNiG Superligi pokazał, że połączenie klubów było słuszne.

Lucyna Zygmunt: Decyzja była zaskakująca, a czas na przygotowanie tego zadania był bardzo krótki. Rozmowy na temat połączenia klubów oraz sugestie ze strony prezydenta, pojawiały się już od dawna. Trudno było jednak znaleźć ludzi, którzy podjęliby się realizacji tego dzieła. W pewnym momencie, taką osobą okazał się obecny prezes - Tomasz Michałowski. Jego zasługi dla tej trudnej sprawy i jej rozwoju są nieocenione. Spotkaliśmy się pewnego dnia, przedstawiliśmy sobie warunki, a różnic nie było zbyt wiele. Przede wszystkim przyświecał nam ten sam cel sportowy, natomiast organizacyjnie trzeba było się wykazać, bo sezon się zbliżał i nie było zbyt dużo czasu. Należało szybko przeprowadzić ten proces organizacyjnie, ale na szczęście się udało.

Było dwóch trenerów do wyboru, postawiono jednak na panią. Nie było obaw przed podjęciem się tak trudnego zadania, związanego z dużą presją wyniku?

- Obawy mam zawsze. Nie ważne jakie wyzwanie mam przed sobą, zawsze traktuję to zadanie bardzo poważnie. Prowadząc juniorki czy drużynę seniorek, zawsze poświęcałam temu sporo uwagi i pracy. Do swoich zadań podchodzę z ogromną pokorą, analizuję przeciwnika oraz nasze możliwości. Prowadzenie tego połączonego zespołu wiązało się z dużą odpowiedzialnością, ale według mnie z Bożą pomocą wszystko można zrealizować. Człowiek w tym wszystkim jest tylko narzędziem i jeśli solidnie podchodzi do swoich obowiązków, to szansa na sukces jest realna.

Drużyna przeszła przez rozgrywki jak burza, spodziewała się pani takiego osiągnięcia?

- Szczerze powiedziawszy, nie było czasu przemyśleć tego wszystkiego przed sezonem. Wiedziałam, że poziom ligi jest mocny, nasi przeciwnicy dysponują dużym potencjałem sportowym, a większość znaliśmy z poprzedniego sezonu. Trzeba było wysoko ustawić poprzeczkę, gdyż mieliśmy w składzie sporo dobrych zawodniczek, ale nie można było zlekceważyć rywali. Chodziło o spokojną analizę, wypracowanie optymalnego ustawienia i doboru dziewczyn na poszczególne pozycje. Sporo pracy nas czekało, ale bez zadzierania nosa przystąpiliśmy do działania i z pokorą realizowaliśmy postawione sobie zadania. Zgrywaliśmy zespół, dużo czasu trzeba było na scalenie drużyny, a także wprowadzenie schematów współpracy na boisku. Wszystko jednak udało nam się zrealizować, co potwierdza wynik jaki osiągnęliśmy.

Który mecz w tym sezonie był najtrudniejszy?

- Na pewno mecz przeciwko SPR Olkusz, który decydował o ostatecznym zajęciu pierwszego miejsca w tabeli. Pracowaliśmy aby zespół odpowiednio zmotywować, przeprowadzony był trening mentalny, a wszystko dla uzyskania formy psychicznej. Nie wystarczy wiedzieć, że mamy na każdej pozycji zawodniczkę mocniejszą niż drużyna przeciwna, tylko trzeba udowodnić to na parkiecie. Taki błąd był popełniony w poprzednich pojedynkach z olkuszankami, więc tym razem należało tego uniknąć. Dziewczyny wyszły odpowiednio skoncentrowane, a po piętnastu minutach wiadomo było, że przy takiej grze uda nam się utrzymać prowadzenie do końca. Cały czas jednak uczulałam zespół, zarówno w przerwach meczowych oraz szatni, że spotkanie trwa sześćdziesiąt minut i nie wolno się dekoncentrować. To wynikało również z faktu, że część zawodniczek nie miało dużego doświadczenia. Trudne mecze rozgrywaliśmy także przeciwko SMS Gliwice. Grają tam utalentowane piłkarki, mające na koncie mecze ligowe, reprezentacyjne i sparingi z mocnymi zespołami superligi. Ponadto na każdą pozycję mają dwie równorzędne dziewczyny oraz wysokiej klasy sztab trenerski, a wszystko to przekładało się na ich dobrą grę w meczach pierwszej ligi.

W połowie sezonu do drużyny dołączyła Viktoryia Panasiuk okazując się sporym wzmocnieniem. Trudno było ją wkomponować do składu, chociażby ze względu na barierę językową?

- Rzeczywiście wniosła dużo pozytywnych momentów, szczególnie w formacji ofensywnej, gdzie była mocnym punktem do wykańczania akcji. Trudni było niektórym zawodniczkom zaakceptować, że mają pracować pod jej grę. Podział ról w piłce ręcznej na Białorusi wyraźnie rozgranicza atak od obrony. Są przeprowadzone zmiany, kiedy akcja przenosi się spod jednej bramki pod drugą. Viktoryia nie była przygotowana fizycznie i mentalnie do pracy na całym boisku, jak pozostałe zawodniczki. Nie chciałam jednak dać do zrozumienia, że sprowadzono gwiazdę tylko do rzucania bramek. Viktoryia miała spore zaległości w temacie naszego sposobu rozgrywania meczu. Powoli się poprawiała, ale zrozumiała na czym polega ta gra zespołowa, w której nie ma znaczenia kto wykończy akcję. Najważniejsze, aby drużyna zdobyła bramkę. Uczulałam na to wszystkie dziewczyny. Ona nie wygra sama meczu, zagrywka musi wyjść od innych pozycji, aby piłka wylądowała w siatce.

Awans piłkarek ręcznych jest historycznym wydarzeniem dla Nowego Sącza
Awans piłkarek ręcznych jest historycznym wydarzeniem dla Nowego Sącza


Która zawodniczka, zdaniem trenerki, zasługuje na specjalne wyróżnienie?

- Daleka jestem od nagradzania jednej zawodniczki, robiąc z niej gwiazdę. Wtedy piłka ręczna sprowadzała by się do konkurencji indywidualnej. Na pewno szczególną rolę miała nasza kapitan - Kamila Szczecina. Była katalizatorem relacji miedzy dziewczynami, które były z innych klubów i środowisk, a do tego reprezentowały różny poziom sportowy. Celem był awans i można było osiągnąć go tylko poprzez działanie wspólnymi siłami. Cementowanie drużyny w trudnych momentach było zadaniem Kamili i wywiązała się z niego bardzo dobrze. Za to właśnie zasłużyła na pochwałę.

Ważną rolę w zespole odgrywała młodzież, tak samo będzie na wyższym szczeblu rozgrywek?

- Cieszę się, że młode dziewczyny miały swój udział w naszym sukcesie. Czasami w trudnych sytuacjach, kiedy losy meczu ważyły się, one bardzo nam pomogły. Karolina Płachta i Agnieszka Leśniak niejednokrotnie swoją spontanicznością i wigorem bardzo przysłużyły się drużynie. Dodatkowo Kaja Szczurek, nasza bramkarka, również w tej materii zasługuje na pochwałę. Miała trudną konkurencję na swojej pozycji, brakowało jej czasem doświadczenia i odporności psychicznej, ale spisywała się dobrze i zasługuje na pochwałę. Te zawodniczki zostają z nami na następny sezon, są naszą inwestycją w przyszłość i liczę, że będą odgrywały ważną rolę w naszych szeregach.

Zarzucano pani zbytnie przywiązanie do pewnych zawodniczek i brak rotacji w składzie podczas meczu, nawet przy wysokim prowadzeniu. Jak odnosi się pani do takich uwag?

- Trudno jest mi teraz przeanalizować konkretne spotkania, ale takie działanie wiązało się z pewną strategią. Czasem mecz mieliśmy już wygrany, ale skupialiśmy się na dopracowaniu pewnych rozwiązań taktycznych na kluczowe spotkania. Dlatego zostawiałam na boisku podstawową siódemkę, aby doskonalić taktykę w konfrontacji z rywalem. Przez to mniej było możliwości do gry dla pozostałych dziewczyn, lecz w miarę możliwości starałam się dawać szanse wszystkim. Spotkań rozegraliśmy sporo, a każda zawodniczka otrzymała okazję do zaprezentowała swoich umiejętności.

Przyszły sezon to będzie zacięta walka o utrzymanie?

- Poprzeczkę na pewno postawimy sobie bardzo wysoko i realnie do naszych możliwości, pozyskanych zawodniczek, a także poziomu rozgrywek. Nie chodzi tutaj o myślenie wyłączenie na temat zajęcia bezpiecznego miejsca nad strefą spadkową. Chciałabym, aby zespół powalczył o środek tabeli, a jeśli uda nam się zrealizować zaplanowane transfery oraz w pełni przepracować przygotowany schemat przygotowań, to jesteśmy w stanie tego dokonać. Wiele klubów zostanie osłabionych przed sezonem, generuje się mocny podział na mocnych oraz słabych, więc stwarza się tutaj dla nas możliwość. Zdajemy sobie sprawę, jaki los czeka beniaminka, a także gotowi jesteśmy zapłacić frycowe. Mam nadzieję, że dziewczyny uwierzą w swoje umiejętności i z czasem będą grać coraz lepiej.

Jako pierwszy trener w historii rozgrywek zespołowych, wprowadziła pani nowosądecką drużynę na najwyższy poziom ligowy. Odczuła już pani rangę tego osiągnięcia?

- Tak, ale dotarło też do mnie, jak duża ilość zadań czeka mnie teraz. Wszystko przed nowym sezonem, a później w jego trakcie trzeba skrupulatnie poukładać. Nie wolno dopuścić się zaniedbań, dlatego nie uda się tego procesu przeprowadzić w pojedynkę. Potrzebna jest grupa ludzi , zrzeszonych przy wspólnym celu. Począwszy od zadań organizacyjnych, aż po sportowe czeka nas ogrom pracy, dlatego nie ma czasu na przeżywanie sukcesów, tylko trzeba patrzeć w przyszłość.

Źródło artykułu: