Rosjanie w tym sezonie na europejskiej arenie jeszcze nie wygrali i już za kilka dni w meczu o życie stawią czoła rumuńskiej Constancie, która do tej pory doznała trzech porażek. Podopieczni Larsa Walthera są z kolei w sytuacji komfortowej i jeśli w najbliższej serii spotkań zdołają na wyjeździe pokonać Metalurg Skopje, awans będzie na wyciągnięcie ręki. Do 1/16 finału z każdej grupy dostaną się cztery zespoły, promocja wymaga więc wywalczenia minimum ośmiu-dziewięciu oczek.
- Zdobyliśmy bardzo ważne dwa punkty i z tego się cieszymy - nie kryje Arkadiusz Miszka, który w poprzednim sezonie był najskuteczniejszym zawodnikiem Nafciarzy i mocno przyczynił się do odzyskania mistrzostwa Polski. W tym sezonie w lidze rzucił jak na razie dwadzieścia cztery bramki, skuteczniejsi są od niego tylko Adam Wiśniewski i Michał Kubisztal. W Lidze Mistrzów Miszce wiedzie się nieco gorzej, a trzy występy doświadczony skrzydłowy okrasił ośmioma trafieniami.
W starciu z Rosjanami 31-latek na listę strzelców wpisał się trzykrotnie, a jego zespół zwyciężył 30:26. Jak Miszka ocenia przebieg meczu? - Przez pierwsze dziesięć minut graliśmy nerwowo, potem udało się jednak wszystko uspokoić. Nieźle zaczęła prezentować się zarówno obrona, jak i atak, a o to właśnie chodzi - wyjaśnia były gracz Piotrkowianina.
W pewnym momencie gracze Walthera prowadzili już nawet różnicą dziewięciu trafień i na kilkanaście minut przed końcem było praktycznie pewne, że komplet punktów zostanie na Orlen Arenie. - Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy, że uda się nam tak odjechać. Myśleliśmy raczej, że całe spotkanie będzie toczony bramka za bramkę, ale cóż... Oby więcej takich meczów i takich niespodzianek - uśmiecha się Miszka.
W samej końcówce przyjezdni napędzili Nafciarzom trochę strachu, przewaga w pewnym momencie zmalała do czterech bramek. - W 45. minucie, grając w siedmiu czy ośmiu przez cały mecz, po zawodnikach zaczęło być widać zmęczenie, pojawiły się głupie błędy. Można było się tego spodziewać, że w pewnym momencie zabraknie nam sił i faktycznie ostatni kwadrans w naszym wykonaniu wyglądał słabo. Wynikło to jednak tylko i wyłącznie ze zmęczenia - wyjaśnia skrzydłowy mistrzów Polski.
On i koledzy w odpowiednim momencie zdołali się jednak otrząsnąć, sam Miszka w trudnej sytuacji, przy grze w osłabieniu, trafił na 29:24 i trybuny mogły ponownie rozpocząć - wcześniej nieco wstrzymane - fetowanie zwycięstwa. - Najważniejsze, że odjechaliśmy przeciwnikom na tyle, że mogliśmy dowieźć tą wygraną - mówi doświadczony zawodnik. - Rywal to dobry zespół, więc wiedzieliśmy, że będzie ciężko i czeka nas dużo biegania. Spodziewaliśmy się, że walka o dwa punkty będzie się toczyć do samego końca.