Od początku pojedynek nie układał się po myśli kielczan. Przeciwnicy szybko przyjęli inicjatywę i osiągnęli bezpieczną przewagę, pozwalającym im kontrolować wydarzenia na parkiecie. Szczypiorniści Vive Targi nie radzili sobie w ataku pozycyjnym, popełniając wiele błędów i rażąc nieskutecznością. Nie potrafili zatrzymać rywala, który bez większych problemów znajdował drogę do bramki "żółto-biało-niebieskich".
Szkoleniowiec wicemistrzów Polski Bogdan Wenta nie jest w stanie stwierdzić, co było przyczyną tak słabego występu jego podopiecznych w inauguracyjnym spotkaniu Ligi Mistrzów przeciwko węgierskiemu MKB Veszprem. - W takich spotkaniach nie mamy nic do stracenia, nie ma nacisku psychicznego. A przecież potrafimy w 45. czy 50. minucie bić się z przeciwnikiem, ryzykować, biegać, wytrzymujemy tempo. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie robimy tego od pierwszych minut. To był jeden z celów, który sobie postawiliśmy w trakcie przygotowań. Przed starciem z Veszprem poświęciliśmy wszystko, nawet ostatni mecz z Kwidzynem. Koncentracja była dobra, podejście zawodników też, sam to w nich widziałem. Ale co się stało w meczu, nie wiem. Nie wspieraliśmy się, a właściwie sami sobie przeszkadzaliśmy! - twierdzi w wywiadzie na łamach Gazety Wyborczej Kielce.
Największych mankamentem kieleckiej "siódemki" był brak gry zespołowej. I to przede wszystkim muszą poprawić szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego, przed niedzielną potyczką w Berlinie, z tamtejszą drużyną "Lisów" Bartłomieja Jaszki. - Nie ma nic złego w tym, jeśli akcje są rozegrane poprawnie, ale nieskończone. W takiej sytuacji w każdej chwili mogę znaleźć zmiennika, który następnym razem zdobędzie gola. A my mieliśmy akcje rwane, nie pracowaliśmy razem. Musimy tę zespołowość błyskawicznie odnaleźć na najbliższych treningach - dodaje.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce