Przed spotkaniem podopieczni Marcina Kurowskiego zgodnym chórem wyjaśniali, że nie stoją na straconej pozycji i przy maksymalnej koncentracji stać ich na sprawienie sensacji w konfrontacji z Nafciarzami. Rywale z kolei - znudzeni kolejnymi wysokimi zwycięstwami na krajowym podwórku - oczekiwali meczu zaciętego i wyrównanego, będącego dobrym przetarciem przed inauguracją fazy grupowej Ligi Mistrzów. Gospodarze stanęli na wysokości zadania i urwali faworytom punkt, a mogli nawet wygrać.
Puławianie - osłabieni brakiem Michała Szyby - rozpoczęli wtorkowe spotkanie od huraganowych ataków i w pewnym momencie prowadzili już z Wisłą 4:1. Trzy bramki różnicy były jednak dla gości tak naprawdę najniższym wymiarem kary, fantastyczną partię od pierwszych sekund w ich szeregach rozgrywał bowiem niesamowity Marcin Wichary, który udział w meczu rozpoczął od wygrania dwóch pojedynków sam na sam z Piotrem Masłowskim oraz odbicia kilku trudnych rzutów z drugiej linii.
Nieziemska postawa golkipera i przebłyski Michała Kubisztala pozwoliły Nafciarzom doścignąć uciekającego rywala. Podopieczni Larsa Walthera mieli jednak spore problemy z agresywną obroną Azotów, a gdy już dochodzili do sytuacji rzutowych, nie potrafili trafić w bramkę. Po drugiej stronie boiska cuda wyczyniał z kolei Wichary, który w kapitalnym stylu obronił aż trzy z czterech rzutów karnych (próbowali Zydroń i Masłowski), a w całym meczu odbił blisko dwadzieścia rzutów.
Drugą część spotkania od mocnego uderzenia rozpoczęli goście. Nafciarze wzmocnili obronę, a ze skrzydeł trafiać zaczęli Adam Wiśniewski i Arkadiusz Miszka. Wreszcie dobry rytm złapał Nikola Eklemović, a podopieczni Kurowskiego nie byli w stanie znaleźć luki w szczelnej płockiej strefie obronnej. Tak, jak przez całą pierwszą połowę na prowadzeniu byli gospodarze, tak po przerwie przodownictwa nie chcieli oddać przyjezdni, a gdy na tablicy świetlnej pojawił się wynik 15:19 wydawało się, że jest już po meczu. Był to jednak dopiero początek emocji.
Gospodarzy do walki poderwało wejście Piotra Wyszomirskiego, który w końcówce odbił trzy ważne piłki. Znów zaskoczyła obrona, a w obu drużynach posypały się kary. Sygnał do ataku dał Masłowski, a następnie stratę gości wykorzystał Dmytro Zinczuk. Gdy na ławkę kar powędrował Wiśniewski, sposób na Wicharego znalazł świetnie tego dnia grający Krzysztof Łyżwa, a kilka chwil później stan meczu wyrównał Sebastian Płaczkowski. Płocczanie mieli jeszcze swoją szansę, Wyszomirskiego uratowała jednak poprzeczka.
Ostatnie minuty spotkania wszyscy kibice obserwowali na stojąco, a szczypiorniści Azotów sukcesu gratulowali sobie już wówczas, gdy na piętnaście sekund przed końcową syreną o czas poprosił trener Kurowski. Finałowej akcji gospodarze wykończyć nie zdążyli, wybuchu radości to jednak nie zahamowało. Po ostatnim gwizdku obie strony solidarnie narzekały na słabą postawę sędziów, którzy - opuszczając parkiet - zostali obrzuceni wyzwiskami przez agresywnych, nie mogących pogodzić się z remisem kibiców z Płocka.
- Po raz kolejny w tym sezonie punkty zdobyte zostały obroną - mówił po meczu Kurowski, zwracając jednak także uwagę na pewne niedostatki w grze swojego zespołu. Azoty cały czas idą jednak do przodu, a przed Ligą Mistrzów martwić powinien się Walther. Jego zespół - w zestawieniu najmocniejszym z dostępnych - w Puławach walczyli ostro i zaciekle, krajowemu rywalowi rady jednak nie dał. W sobotnim starciu z Constantą płocczanie muszą zagrać zdecydowanie lepiej.
Azoty Puławy - Orlen Wisła Płock 19:19 (9:9)
Azoty: Stęczniewski, Wyszomirski - Zinczuk 4, Łyżwa 4, Masłowski 3 (0/1), Afanasjev 2, Tylutki 2, Płaczkowski 1, Kus 1, Gowin 1, Zydroń 1 (1/3), Bałwas.
Wisła: Wichary - Miszka 8 (4/4), Kubisztal 3, Wiśniewski 2, Chrapkowski 1, Eklemović 1, Twardo 1, Syprzak 1, Toromanović.
Kary: Azoty - 12 min. (Kus - 4 min., Tylutki, Zinczuk, Łyżwa, Gowin - po 2 min.) oraz Wisła - 14 min. (Toromanović - 6 min., Wiśniewski - 4 min., Chrapkowski, Twardo - po 2 min.).
Sędziowie: M. Hagdej, W. Bosak (obaj Sandomierz).
Widzów: 700.