Sławomir Bromboszcz: Dlaczego pański klub zdecydował się wybrać Polskę, jako miejsce przygotowań do nowego sezonu?
Andrzej Gulbicki: Byliśmy w Dzierżoniowie w ubiegłym roku pierwszy raz i bardzo nam się spodobało. W tym roku znowu tu przyjechaliśmy, mamy wszystko co nam potrzebne do treningu, jedzenie bardzo dobre, dobrzy sparingpartnerzy, a przede wszystkim cena. Za tę cenę moglibyśmy w Niemczech zorganizować 3 dni obozu, a nie 7.
Jak niemieccy zawodnicy oceniają nasz kraj?
- Większość z nich była pierwszy raz w Polsce. Oprócz treningów mieliśmy trochę czasu wolnego, więc zwiedzaliśmy starówkę we Wrocławiu, byliśmy na gokartach. Cieszę się, że im się podoba i chętnie tu wrócą.
W pańskim zespole nie brakuje polskich zawodników, jak ważną rolę odgrywają oni w HG Saarlouis?
- Bartek Janiszewski jest zawodnikiem bardzo walecznym, odważnym, a takich tu lubią, w moim zespole jest ważnym obrońcą i drugim kołowym w ataku. Łukasz Czertowicz to bardzo inteligentny zawodnik, bardzo profesjonalnie podchodzący do tego co robi. Jestem przekonany, że zadania jakie przed nim postawie (w obronie w środkowym bloku i w ataku na obu rozegraniach) wypełni dobrze, byle omijały go kontuzje.
Czy w przyszłości zobaczymy kolejnych Polaków w barwach HG Saarlouis?
- Na ile pozwalają nam finanse, tak się wzmacniamy. My jesteśmy klubem, który mając najmniejszy budżet w Bundeslidze potrafił się w niej przez dwa sezony utrzymać. Nawiasem mówiąc Polscy zawodnicy zarabiają w polskiej lidze więcej niż w 2. Bundeslidze. Ze swej strony chętnie widzę Polaków w mojej drużynie.
Jakie cele zostały postawione przed HG Saarlouis w zbliżającym się sezonie?
- Cele są od dwóch sezonów wciąż te same, a więc utrzymanie w lidze. Wiąże się to z reorganizacją 2. Bundesligi, która będzie w tym roku niesamowicie silna.
Pański zespół miał okazję sparować z polskimi superligowcami, jak porówna pan poziom 2. Bundesligi z PGNiG Superligą?
- Myślę, że dwie czołowe drużyny (Wisła i Vive) można porównać do średnich drużyn 1. Bundesligi, natomiast wszystkie pozostałe są raczej na podobnym poziomie i nie odbiegają poziomem od drużyn 2. Bundesligi.
W ostatnim czasie polscy szczypiorniści, szczególnie z 1. Bundesligi, wracają do kraju. Młodzi Polacy nie palą się już tak do wyjazdu za granicę, czy w przyszłości zabraknie naszych rodaków w najlepszej lidze świata?
- Jeśli mogę wyrazić swoją opinię to myślę, że są dwie przyczyny. Sądzę, że trener Bogdan Wenta, którego bardzo cenie, wykonał bardzo dobrą pracę w reprezentacji Polski i w Vive. Jednak trzeba też powiedzieć, że przez ostatnie lata grali w niej wciąż ci sami zawodnicy, była presja wyniku, trenerowi było trudno dać szansę młodym graczom. To doprowadziło do tego, ze nasi młodzi zawodnicy nie są znani w Niemczech i jest im trudno się przebić do 1. Bundesligi, natomiast zarabiają oni w Polsce obecnie dość duże pieniądze i klubów z 2. Bundesligi nie stać na nich.
Czy pana zdaniem wyjazd do mocniejszej ligi młodych, perspektywicznych graczy to dobry pomysł, czy może w rodzimej lidze są w stanie nauczyć się tyle samo?
- Myślę, że wielu zawodników z polskie ligi ma znaczne braki w wyszkoleniu technicznym, taktycznym jak i siłowym. Wydaje mi się, że szkolenie w zakresie gry w obronie jest zaniedbane. Liczy się siła i gra brutalna. Nie ma cwaniactwa, gry bez faulu, gry na prowokowanie błędu technicznego, gry o piłkę. Młodzi niemieccy zawodnicy są dużo bardziej zaawansowani w tej kwestii.
Wydaje mi się, że z 2. Bundesligi łatwiej jest przebić się do 1. Bundesligi, jak z polskiej Superligi i dlatego, jeśli młody zawodnik dostanie taką szansę powinien z niej skorzystać, bo może się drugi raz nie pojawić.
W przypadku powrotu do Polski doświadczonych graczy, mających już swoje lata nie ma większych kontrowersji. Jednak np. odejście Michała Jureckiego z Bundesligi do PGNiG Superligi wywołało w Polsce dużo kontrowersji. Czy była to dobra decyzja, czy nie zahamowała kariery reprezentanta Polski?
- Bundesliga jest najlepszą ligą na świecie i w niej chcą grać wszyscy, którzy liczą się w handballu, więc nie sądzę, aby to względy sportowe zadecydowały o jego grze w Vive. Sadzę, że Michała jeszcze zobaczymy w Bundeslidze, czego mu szczerze życzę, bo to bardzo dobry gracz.
W finale turnieju o dziką kartę prawdopodobnie Vive Targi zmierzą się z Rhein-Neckar Löwen. Jak ocenia pan szanse obu, przebudowanych zespołów w bezpośrednim starciu.
- Wydaje mi się, że RNL są lepszym zespołem i z 10 pojedynków z Vive wygraliby 8, ale Vive gra w domu i potrafi walczyć, a trener Wenta potrafi wyzwolić z drużyny dodatkową siłę. Jeśli zawodnicy pokażą 100 procent zaangażowania i dojdą do granicy swoich możliwości, to otrzymają szansę pokonania tej drużyny, ale tylko wówczas!