Nerwowa Warmia przegrywa na własne życzenie

Z bagażem pięciu bramek opuścili Puławy szczypiorniści Warmii-Anders Group-Społem Olsztyn. Drużynie Zbigniew Tłuczyńskiego do sukcesu zabrakło zimnej głowy i odrobiny precyzji.

- W pierwszej połowie nie wykorzystaliśmy pięciu setek, mieliśmy dwa rzuty karne i trzy czyste akcje ze skrzydła, co nas trochę podłamało - nie kryje bramkarz Warmii, Sebastian Sokołowski. - Wiedzieliśmy, że w Puławach gra się ciężko, na początku prowadziliśmy jednak z przeciwnikiem wyrównaną walkę. Później pojawiły się jednak wspomniane błędy w ataku, co trochę podcięło nam skrzydła. Rywale złapali wiatr w żagle i później kontrolowali wynik - relacjonuje w rozmowie ze SportoweFakty.pl 27-letni golkiper.

Sokołowski był w sobotę jednym z bohaterów Warmii. Gdyby nie jego postawa, gracze Tłuczyńskiego w rewanżu nie mieliby czego szukać. - Było parę błędów, ale jest w miarę ok - skromnie ocenia swój występ główny zainteresowany. "Bagieta" sporo goli puścił po kontratakach, gospodarze pokonywali go także z koła. - Dużo było tych sytuacji dla bramkarze beznadziejnych, w których jest naprawdę ciężko - przyznaje Sokołowski. Do jego poziomu gry nie dostroili się jednak koledzy.

Olsztynianie w Puławach polegli, choć wcale nie musieli

- Przede wszystkim nie wykorzystaliśmy wielu setek i w nasze szeregi wkradło się trochę nerwowości, co powodowało, że traciliśmy piłki po prostych błędach - tłumaczy Paweł Ćwikliński, zwracając też uwagę na postawę arbitrów. - Bardzo szybko pokazywali nam czas, ale sędziowali tak samo w obie strony - przyznaje. Olsztynianie akcje konstruowali długo i nieporadnie, nie byli w stanie znaleźć skutecznego konceptu na dobrze funkcjonujący puławski blok defensywny. Walkę nawiązali dopiero po przerwie.

- Mogliśmy jeszcze wyciągnąć wynik - nie kryje Sokołowski. - W pewnym momencie drugiej połowy zrobiło się minus dwa, była szansa by kręcić się koło remisu. Zagraliśmy jednak niekonsekwentnie w ataku, kilka piłek z kontr rzucił nam Wojtek Zydroń, przez co ponownie zrobiło się minus pięć - wyjaśnia bramkarz olsztynian. Jego koledzy grali niecierpliwie, oddawali rzuty szybkie i nieprzygotowane, sporo bramek zdobyli za to po kontrach, w których prym wiódł Mateusz Kopyciński. Do sukcesu to jednak nie wystarczyło.

Źródło artykułu: