- Nie można być zadowolonym po przegranym meczu, gdyż cel nie został osiągnięty - przyznaje Kurowski w rozmowie ze SportoweFakty.pl zapytany o ocenę swojego debiutu w roli pierwszego szkoleniowca Azotów. Jego podopieczni w ostatnim meczu fazy zasadniczej PGNiG Superligi przegrali w Lubinie z Zagłębiem i ostatecznie zakończyli rozgrywki na siódmej pozycji, skazując się na ćwierćfinałowe starcia z płocką Wisłą. Tej wiosny puławianie w lidze wygrali tylko raz, trudno więc o optymizm przed konfrontacją z ligowym potentatem.
- W spotkaniu z Zagłębiem gra zespołu generalnie mogła zadowolić, acz nie uniknęliśmy pewnych przestojów, choć może nie tak długich jak w poprzednich meczach - relacjonuje Kurowski. Azoty, jeszcze pod wodzą Kowalczyka, grały w ostatnich tygodniach chimerycznie. Puławianie, po fantastycznej pierwszej połowie, potrafili kompletnie stanąć i rywale straty odrabiali błyskawicznie, w ten sposób czwarty zespół ubiegłego sezonu ekstraklasy przegrywał z Miedzią Legnica, MMTS-em Kwidzyn, Cimosem Koper. We wtorek było lepiej.
Puławianie walczyli dzielnie, Zagłębie pokonać się jednak nie udało
- Tym razem można mówić raczej o słabej skuteczności, niewykorzystywaniu czystych sytuacji bramkowych. Wiadomo jednak, że stawka tego meczu była bardzo wysoka, zarówno dla nas, jak i dla Zagłębia. Brakowało nam też trochę szczęścia, że wspomnę chociażby przypadkową czerwoną kartkę dla Dymitro Zinczuka - nie kryje Kurowski. Zwycięstwo dawało jego zespołowi awans na szóstą pozycję i wyjazd do Kwidzyna w fazie play-off. Wygrało jednak Zagłębie, rzutem na taśmę przeskakując do czołowej "ósemki" i zapewniając sobie tym samym utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Już w sobotę drużyna Kurowskiego rozegra pierwszy mecz z Wisłą. Rywale, po sensacyjnym zwycięstwie w Kielcach, są rozpędzeni, 38-letni szkoleniowiec patrzy jednak przede wszystkim na swoją drużynę. - W Lubinie widziałem u chłopaków chęć walki, to w końcówce sezonu jest bardzo ważne. Przesyt graniem w szczypiorniaka ma czasem decydujące znaczenie, u nas jednak było widać ochotę do gry, czasem nawet za bardzo i emocje brały górę nad chłodną kalkulacją. Zespół zaczyna tworzyć prawdziwy kolektyw i jestem optymistą przed najbliższymi meczami - kończy.