Piotr Werda: Od dłuższego już czasu grasz na innej pozycji niż zazwyczaj. Z lewego rozegrania trafiłeś na prawą połówkę. Czym było to spowodowane?
Andrzej Wasilek: Kiedy przyszedłem do Nielby, trener postawił mnie od razu na lewym rozegraniu. W grudniu ubiegłego roku Kamil Sadowski doznał poważnej kontuzji, która wyeliminowała go na dobre z dalszej gry. Rafał Przybylski został więc osamotniony na prawej połówce. Samemu na pewno niezwykle trudno byłoby mu grać przez sześćdziesiąt minut - zarówno w obronie, jak i w ataku. Potrzebował więc zmiennika. Wcześniej występowałem już na prawym rozegraniu, dlatego też nie miałem problemu, aby zmienić pozycję. Musiałem wspomóc kolegę. Dopóki nie przyjdzie do zespołu drugi leworęczny zawodnik, będę pomagał drużynie na prawym rozegraniu.
Spodziewaliście się aż tak trudnego starcia z GSPR-em Gorzów Wlkp. w ubiegłej kolejce ligowej?
- Sobotnie spotkanie ligowe było niezwykle ważne dla każdej ze stron. Można było się spodziewać, że oba zespoły będą zaciekle walczyć do samego końca. Jednakże grając u siebie sądziliśmy, że pójdzie nam trochę łatwiej. Było jednak gorąco do ostatniego gwizdka.
W sobotnim meczu grałeś przeciwko swojemu bratu.
- W meczu oddawałem rzuty na bramkę, w której stał mój brat - Łukasz. Już nie pierwszy raz zmierzyliśmy się ze sobą. Fakt, że stanęliśmy po dwóch przeciwnych stronach barykady, spowodował u mnie jak zwykle dodatkową adrenalinę. Bramki, które mu rzuciłem wywoływały u niego ogromne niezadowolenie. Łukasz wiedział bowiem, że miał szansę je obronić. Nie udało mu się mnie powstrzymać. Zagrał jednak dobry mecz. Pochwalić się mógł kilkoma świetnymi interwencjami. Dzięki temu gorzowianie utrzymywali cały czas kontakt z nami.
W pojedynku braci Wasilków, jest więc remis?
- Dokładnie. W pierwszym meczu ligowym zwyciężył Łukasz. Teraz, to ja pokonałem wraz z kolegami GSPR grając u siebie. Rodzice kibicują nam obu. Wynik zadowolił więc obojga z nich.
Twój macierzysty klub ma obecnie niezwykle trudną sytuację w tabeli.
- Zgadza się. GSPR zgromadził mało punktów. Do końca rundy zasadniczej gorzowian czekają jeszcze bardzo trudne mecze. Sukcesem będzie, jeśli zdobędą w nich choć jeden punkt. W Gorzowie Wlkp. wychowałem się. Tam też uczyłem się grać w piłkę ręczną. Życzę ekipie GSPR-u jak najlepiej. Pomimo trudnej sytuacji, pokazali w Wągrowcu dużo ambicji, walki oraz zaangażowania. W rozgrywkach ligowych niewiele im brakuje, aby odnosić zwycięstwa. W wielu meczach przegrywają bowiem różnicą zaledwie jednej, dwóch bramek.
Sytuacja Nielby wygląda zdecydowanie lepiej. Przed wami kluczowy mecz z Zagłębiem Lubin.
- Każdy z trzech ostatnich pojedynków, które stoczyliśmy, był kluczowy dla naszego ostatecznego usytuowania w tabeli. Spotkanie z Zagłębiem Lubin będzie jednak arcyważne. Wygrana z nim zbliża nas do upragnionego celu. Mamy świadomość, że możemy sobie tym meczem bardzo ułatwić życie lub troszeczkę je skomplikować. Uważam, że Zagłębie jest w identycznej sytuacji jak my. Jeden punkt przewagi, który posiadamy, nie ma wielkiego znaczenia. Zwycięzca sobotniej konfrontacji będzie miał zapewniony byt w lidze oraz awans do play-off. Jest więc o co się bić!
Wszystko jest na najlepszej drodze, abyś wkrótce zadebiutował w play-offach.
- Bardzo na to liczę. Grając w Gorzowie Wlkp. nie udało mi się. Występując w Nielbie, nie zakładam innej możliwości niż awans do najlepszej ósemki. Na razie jednak o tym nie myślę. Skupiam się na grze. Jeżeli dostalibyśmy się do play-offów, najlepiej byłoby spotkać się z zespołem z trzeciej pozycji. Grając przeciwko Vive-Targom Kielce lub Orlen Wiśle Płock, nasze szanse są po prostu nikłe. Jeżeli wygramy spotkanie z Zagłębiem Lubin, musimy potem pomyśleć o tym, aby zająć jak najwyższe miejsce w rundzie zasadniczej.
Gdyby Nielba uplasowała się na szóstej lokacie w tabeli, z jakim zespołem chciałbyś spotkać się w play-offach - Stalą Mielec, czy też MMTS-em Kwidzyn?
- Mielecka Stal przed sezonem wskazywana była jako zespół, który nie ugra zbyt wiele. Liga pokazała, że teoria z praktyką nie do końca się sprawdza. Wolałbym jednak zmierzyć się z ekipą Stali niż MMTS-u.
Kogo obawiasz się najbardziej z zespołu Zagłębia?
- Drużyna z Lubina posiada kilku zawodników, którzy potrafią samodzielnie przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Myślę tutaj o takich graczach, jak: bramkarz Adam Malcher, kołowy Michał Stankiewicz, skrzydłowi Bartłomiej Tomczak lub Tomasz Kozłowski, czy też rozgrywający Radosław Fabiszewski. Każdy z nich może zagrać rewelacyjne zawody. Na szczęście rzadko zdarza się, aby wszyscy świetnie zagrali w tym samym meczu. Jeżeli tak się stanie w sobotę, to będzie z nami krucho.
Czas spędzony w Wągrowcu uważasz za udany?
- W Wągrowcu czuję się bardzo dobrze. Odnajduję się w zespole. W klubie pod względem organizacyjnym jest tak, jak sobie wyobrażałem. Mieszka się tu spokojnie. Są doskonałe warunki do trenowania piłki ręcznej. Do tej pory rozegrałem w barwach Nielby kilkanaście spotkań. Jak to bywa w sporcie, bywały mecze bardzo dobre, dobre oraz oczywiście słabsze. Wchodząc na parkiet zawsze starałem się pomóc zespołowi. Na tym się skupiam. Ostatnie spotkania zwyciężamy. Podczas nich dużo grałem. Nie było więc najgorzej, choć moja gra oczywiście nie jest idealna.
Chciałbyś w przyszłym sezonie dalej grać w Nielbie?
- W przyszłym sezonie chętnie reprezentowałbym dalej barwy MKS-u. Na razie jednak za wcześnie na takie rozmowy. Będzie na nie czas po zakończeniu rozgrywek. Jestem otwarty na propozycje.