Piotr Werda: Jaki był dla ciebie miniony rok?
Bartosz Witkowski: W maju ubiegłego roku zwycięsko zakończyliśmy nasz pierwszy sezon w ekstraklasie. Dla wielu zawodników Nielby, w tym i dla mnie, był to pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywek. Nasza drużyna na finiszu zajęła ostatecznie siódmą lokatę. Moim osobistym sukcesem było natomiast powołanie na początku roku do drugiej reprezentacji Polski na konsultację szkoleniową. Pierwszą połowę roku mogę więc śmiało zaliczyć do niezwykle udanych. Z kolei pierwsza runda nowego sezonu nie należała do najlepszych. Jestem częścią zespołu, utożsamiam się z klubem, więc jeśli mieliśmy nieudany początek pierwszej rundy, to także i ja nie czułem się zadowolony ze swojej gry. Jeśli chodzi o życie prywatne, to nastąpiły w nim duże zmiany. Uzyskałem tytuł magistra wychowania fizycznego na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. W lipcu natomiast wziąłem ślub. Zamknąłem pewien etap w swoim życiu. Mam teraz nowe cele i obowiązki.
Czy myślisz, że Giennadij Kamielin - trener Nielby, jeszcze w tym sezonie ligowym wyciągnie z drużyny optimum jej możliwości?
- Każdy trener ma swój styl prowadzenia drużyny. My jako zawodnicy musimy zaufać szkoleniowcowi i wierzyć, że to, co robi, przyniesie optymalny wynik. Już poprzednie mecze pokazały, że forma zespołu idzie w górę. W styczniu mamy czas na przygotowania. Będziemy pracować nad elementami, które wychodziły nam najgorzej, czyli rozprowadzanie kontrataku w drugie tempo oraz gra w defensywie. Myślę, że uda nam się jeszcze w tym sezonie osiągnąć maksymalną formę. W sporcie jednak wiele zależy od szczęścia i przypadku. Duży wpływ na postawę zespołu będzie miało również zgranie taktyczne oraz motywacja. Trzeba też mieć nadzieję, że w dalszej części rozgrywek ominą nas kontuzje. Na nie niestety nie mamy wpływu. Bardzo liczę na powrót Kamila Sadowskiego na lutowe, niezwykle ważne spotkania.
Czy Nielba jest w stanie powtórzyć wynik z ubiegłego roku?
- Nie da się ukryć, że mieliśmy słaby początek rozgrywek. Na domiar złego liga jest silniejsza i bardziej wyrównana niż w poprzednim sezonie. Nie ma teraz drużyn, które odstają znacznie od reszty. Przy niesprzyjających czynnikach, które mieliśmy na początku ligi, sukcesem byłoby zakończenie rozgrywek w miejscu, które gwarantowałoby udział w fazie play- off.
Zawodnik na twojej pozycji - kołowy, gra najbardziej siłowo ze wszystkich na parkiecie. Cechuje go wręcz pewna brutalność. Często też jest ostro faulowany. Jak w związku z tym udaje ci się unikać urazów?
- Faktycznie można powiedzieć, że rzadko doskwierają mi kontuzje. Przez ostatnie półtora sezonu, od czasu kiedy Nielba gra w najwyższej klasie rozgrywek, wystąpiłem we wszystkich spotkaniach. Co nie znaczy, że nie miałem żadnych kontuzji. Nie wykluczały mnie one jednak na dłuższy okres czasu. Aby uniknąć urazów, trzeba mieć dobrze przygotowany gorset wiązadłowo-mięśniowy, a także bardzo dobrą wytrzymałość. Ważne jest, aby przed każdym treningiem, czy też meczem, odpowiednio się rozgrzać oraz stosować profilaktykę w formie ćwiczeń stabilizacyjnych. Na wszystko jednak nie mamy wpływu. Ktoś przecież może się z tobą zderzyć i złamać ci kość. Możesz też niefortunnie stanąć na czyjąś nogę i skręcić staw skokowy.
W piłkę ręczną nie będziesz grał przez całe życie. Co robisz, aby zabezpieczyć swoją przyszłość?
- Ukończyłem niedawno studia magisterskie o specjalizacji "sport osób niepełnosprawnych" na AWF-ie. Studiuję jeszcze fizjoterapię. Z tym właśnie kierunkiem chciałbym związać swoją przyszłość.
Ile Nielba musi jeszcze zdobyć punktów w rundzie zasadniczej, aby zapewnić sobie awans do play-offów?
- Drużyny z dołu tabeli zdobywają obecnie większą ilość punktów niż w poprzednim sezonie. Wtedy dziewiętnaście punktów, które wywalczyliśmy, wystarczyły do awansu do fazy play-off. Cztery mecze, które rozegramy po wznowieniu ligi, będą kluczowe. Powinniśmy zdobyć komplet punktów z: Chrobrym Głogów, MKS Piotrkowianinem, AZS-em Gorzów oraz Zagłębiem Lubin. Zdajemy sobie sprawę, że będą to dla nas niezwykle trudne pojedynki.
Nielba bardzo dobrze prezentuje się w meczach na własnym terenie, pokonując nawet zdecydowanych faworytów. Z kolei w spotkaniach wyjazdowych wysoko ulega drużynom, które są absolutnie w jej zasięgu.
- W piłce ręcznej duże znaczenie ma atut własnego boiska. My potrafimy go bardzo dobrze wykorzystywać. Jesteśmy przyzwyczajeni do hali OSiR-u. Zawsze tu trenujemy i rozgrywamy wszystkie spotkania. Dużym wsparciem są dla nas kibice. W wągrowieckiej hali zaliczyliśmy w tym sezonie tylko jedną większą wpadkę - z Miedzią Legnica. Z kolei na wyjeździe jesteśmy zupełnie inną drużyną. Zdobywamy mniejszą ilość bramek z kontrataków, popełniając więcej błędów w tym elemencie gry.