Nieszczęście jednego może być szczęściem kogoś innego - rozmowa z Mateuszem Zarembą, rozgrywającym reprezentacji Polski

Mateusz Zaremba z orzełkiem na piersi rozegrał do tej pory ledwie dziewięć spotkań, a teraz pojedzie na mistrzostwa świata. Jego nazwisko to z pewnością największa niespodzianka w kadrze, jaką Bogdan Wenta powołał na szwedzki mundial.

Kamil Kołsut: Jaka była twoja reakcja, gdy dowiedziałeś się o tym, że pojedziesz na mistrzostwa świata? Szok, niedowierzanie?

Mateusz Zaremba: Na pewno byłem bardzo zadowolony z tego, że znalazłem się w kadrze na taki turniej. Muszę przyznać, że szczęśliwy byłem już wówczas, gdy zostałem powołany na zgrupowanie do Cetniewa, to już było dla mnie bardzo duże wyróżnienie.

Twoje nazwisko to zdecydowanie największa niespodzianka w kadrze, jaką selekcjoner Bogdan Wenta powołał na szwedzki czempionat.

- Też mi się tak wydaje, przynajmniej wnioskując z tego, co tutaj słyszę. Niestety z powodu kontuzji zabrakło miejsca dla Krzyśka Lijewskiego, ale czasem już tak jest, że nieszczęście jednego może być szczęściem kogoś innego.

Jak przyjęła cię starszyzna? W kadrze na wielki turniej jesteś debiutantem.

- Chłopcy zareagowali normalnie. Znam ich od dłuższego czasu, z większością trenowałem już wcześniej, czy to w klubie, czy na zgrupowaniach. Żadnych problemów z aklimatyzacją nie było, czuję się jakbym był tutaj od wielu lat.

A ekstra obowiązki dla nowicjusza?

- W kadrze jest dobry klimat, nie ma żadnego gwiazdorstwa. Każdy traktuje drugiego normalnie, jak swojego kolegę - nie ma nadludzi i podludzi. Wiem, że jestem debiutantem i jako debiutant mam pewne obowiązki, na przykład noszenie piłek przed meczem, czy przed treningiem. To jest normalna kolej rzeczy i nikt nie musi mi tego mówić, sam doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Obecność Mateusza Zaremby w kadrze to spora niespodzianka

Czujesz się na siłach, by w trakcie turnieju wejść na boisko i zastąpić Marcina Lijewskiego?

- Oczywiście, że tak. Jakbym podchodził do tego inaczej, mój wyjazd z kadrą do Szwecji nie miałby najmniejszego sensu.

Ostatnie miesiące były dla ciebie niesamowite. Jeszcze pół roku temu nikt nie pomyślałby, że będziesz miał okazję zaistnieć w reprezentacji na tak wspaniałej imprezie.

- Szczerze powiem, że jeszcze nawet dwa miesiące temu nie myślałem o tym, iż pojadę na jakieś zgrupowanie czy obóz - nie przechodziło mi to nawet przez myśl. Cieszę się jednak ogromnie, że dostałem taką szansę i mam nadzieję, iż wykorzystam ją najlepiej, jak tylko potrafię.

Z pewnością pomogły udane występy w Lidze Mistrzów.

- Wiadomo, trochę mi tam poszło, w Barcelonie rzuciłem parę bramek. Nie zawsze muszę jednak trafiać - najważniejsze, by nie robić głupich strat, by piłka chodziła. Jeśli widzę lepiej ustawionego kolegę, to mu podam, bo co mi przyjdzie z bramek, jeśli przegramy. Trzeba grać zespołowo, a nie indywidualnie, taki jest sport.

Kto jest twoim zdaniem głównym faworytem do zdobycia mistrzostwa świata?

- Wygra jakaś drużyna z Europy. Wiadomo, że piłka ręczna jest tutaj zdecydowanie bardziej popularna, aniżeli na innych kontynentach. Oczywiście w innych miejscach też szczypiorniak powoli zaczyna się rozwijać, o czym świadczą między innymi ostatnie mecze pokazowe w USA. Cieszę się, że to wszystko zmierza w bardzo dobrym kierunku, w Polsce media także mówią o nas coraz więcej.

Na co w Szwecji stać naszą drużynę?

- Wiadomo, że jedziemy po jak najlepsze miejsce. Jasnowidzem nie jestem, więc ciężko mi cokolwiek przewidywać. Mogę jedynie zapewnić, że będziemy walczyć do samego końca o jak najwyższe miejsce.

Komentarze (0)