Paweł Gawęcki: Co nagle, to po diable

Rozgrywający BRW Stali Mielec swoim dwoma trafieniami z rzędu doprowadził w sobotnim pojedynku z Orlen Wisłą Płock do remisu 30:30, czym poderwał kolegów z drużyny oraz kibiców. - Szkoda, że wtedy sędziowie chyba z kapelusza wyciągnęli dwie minuty kary - przyznaje rozżalony Paweł Gawęcki.

Zespół Ryszarda Skutnika przez niemal całe spotkanie dotrzymywał kroku utytułowanemu rywalowi z Płocka. Chwilami wyprzedzał go nawet o długość jednej stopy, jednak na finiszu szczypiorniści Wisły zaprezentowali iście mistrzowski sprint. - Przegraliśmy trochę za wysoko. Naprawdę mieliśmy szansę na sprawienie niespodzianki, ale trochę na własne życzenie ją zaprzepaściliśmy - bije się w piersi Paweł Gawęcki. - W pewnym momencie zbyt szybko chcieliśmy odrobić straty. Niestety co nagle, to po diable. Jakby tego było mało nasze działania skomplikowała dość wątpliwa decyzja pary sędziowskiej, która Grześka Sobuta w decydującym momencie posłała na ławkę kar - dodaje wychowanek Vive Targów Kielce.

Druga część sezonu rozpoczęła się dla beniaminka rozgrywek od dwóch porażek. Dość mocno prawdopodobne jest, że już w najbliższym spotkaniu szczypiorniści z Podkarpacia znów obejść będą musieli się jedynie smakiem punktów. Mielczanie zmierzą się bowiem w hali Legionów z naszpikowanym gwiazdami mistrzem Polski Vive Targi. - W Kielcach wygrać nie musimy - przyznaje dość przewrotnie grający z "13" na plecach zawodnik. - Żeby się waliło i paliło komplet oczek zdobyć trzeba w kolejnym pojedynku u siebie z Warmią Olsztyn. Grunt żeby w starciu z Vive nie przydarzyły się tylko niepotrzebne kontuzje. Runda rewanżowa? Okazuje się, że jest dla nas zdecydowanie trudniejsza. Na początku niektórzy nas lekceważyli. Myśleli: przyjeżdża beniaminek to łatwo zainkasujemy punkty. Rzeczywistość okazała się jednak inna, a pewne drużyny po prostu zaczęły się chyba bać naszej szybkiej piłki ręcznej - kończy Paweł Gawęcki.

Komentarze (0)